Ponieważ nie wynajmowaliśmy samochodu byliśmy zdani na transport publiczny. Za bilet zapłaciliśmy 7.5 złotego, a autobus zawiózł nas aż 40 kilometrów na samą północ. Wyspa jest nietypowa. W jednym miejscu miała tylko 3km szerokości i było widać obydwa wybrzeża. Poza tym nigdzie nie ma żadnych pól uprawnych, tylko dziko rosnące krzewy i kaktusy. I wszędzie ta sama zabudowa niskich, kolorowych domków. Żadnych fabryk, magazynów, nic.
Po prawie godzinie dotarliśmy na Playa Grandi- miejsca słynącego z możliwości oglądania żółwi. Sama plaża nie jest szczególnie piękna- kamienista i mała. Ale jest tam pomost, gdzie patroszą ryby, co przyciąga pelikany.
Obydwoje mieliśmy szczęście i udało nam się zobaczyć żółwie. Miały z pół metra długości i pływały sobie dość blisko brzegu. To było niesamowite.
Później odwiedziliśmy jeszcze dwie plaże, które były piaszczyste i miały turkusowy kolor wody.
Wróciliśmy autobusem, tak jak przyjechaliśmy. Okazało się że niepotrzebnie szliśmy w słońcu 2 km po asfaltowej drodze, bo autobus przyjeżdża pod samą plażę. Niestety nie było to nigdzie zaznaczone, a przystanki nie mają rozkładów jazdy.
Wieczorem wyszliśmy po raz ostatni na drinki. Czeka nas jutro długa droga do domu.
Dobrej podróży Wam życzę i czekamy :)
OdpowiedzUsuń