Pobudka o 7:30. Śniadanko i przed 9 pojechałem skuterem "do miasta" kupić bilety na statek na Bohol. Tym razem okienko było otwarte i udało się dostać 2 bilety na 13:50 (910 peso za osobę - drogo).
Teraz czas na relaks. Plaża przed naszym ośrodkiem była ok, ale wejście do morza okropne: jakieś wodorosty, muł, bleee. Wyplynelismy wiec kajakiem kilkaset metrów w glab morza i dopiero mogliśmy normalnie wskoczyc do wody. Potem chwila leżakowania na plaży, prysznic, pakowanie, obiad. Do obiadu (foto poniżej) wypiłem aż 3 soki ze świeżych owoców: mango i papaya. Chyba najlepsze do tej pory. Po odpowiednio 80 i 50 peso.
Teraz czas na relaks. Plaża przed naszym ośrodkiem była ok, ale wejście do morza okropne: jakieś wodorosty, muł, bleee. Wyplynelismy wiec kajakiem kilkaset metrów w glab morza i dopiero mogliśmy normalnie wskoczyc do wody. Potem chwila leżakowania na plaży, prysznic, pakowanie, obiad. Do obiadu (foto poniżej) wypiłem aż 3 soki ze świeżych owoców: mango i papaya. Chyba najlepsze do tej pory. Po odpowiednio 80 i 50 peso.
Trzykółkiem do portu i 3.5h jazdy promem.
Następnie znowu trzykółko, przy Alina Beach strasznie długo cbodzilu s my w poszukiwaniu noclegu. W końcu się udało! zasłużona kolacja i wieczorny chillout.
Jutro wucieczka po wyspie na skuterze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz