Obserwatorzy

poniedziałek, 23 października 2017

22-23.10 Zwiedzanie kompleksu swiatyn Ankor

Pobudka rano się powiodła. Udało się wstać rano, z pewnym trudem zamówić śniadanie w hostelu i ok. 7:20 wsiedliśmy do naszego umówionego tuk-tuka, ktróry grzecznie już czekał przed wejściem. I zaczął się nasz długi maraton poprzez liczne świątynie Ankoru. Zaczęliśmy od najdalszej - Banteey Srei, czyli "świątyni kobiet". Potem świątynie z tzw. dużej pętli: Preah Khan, Neak Pean, Ta Som, East Mebon i Pre Rup. Ciężko teraz opisać te świątynie oraz czym się różnią czy w czym są podobne. Niestety przy trzeciej z kolei zaczynają się zlewać w jedno... Ale na pewno są czymś niezwykłym na tym świecie. Musimy to przemyśleć w naszych duszach i może kiedyś opowiemy więcej o tych wrażeniach.

Mając jeszcze trochę czasu przed zachodem słońca pojechaliśmy do muzeum wojennego, gdzie stało sporo czołgów i innych pojazdów z wojny domowej Czerwonych Khmerów, która skończyła się w 1998 roku. Były tam również zdjęcia, miny, bomby, broń. Smutny widok...

Na koniec został zachód słońca w największej świątyni - Ankor Wat. Pod dojechaniu na miejsce, zaczepił nas jakiś przewodnik, po krótkiej wymianie zdań oraz szybkiej negocjacji, umówiliśmy się na kolejny dzień (cena spadłą z 35$ na 25$). Szybkim krokiem udaliśmy się za tłumem do świątyni. Naprawdę robi wrażenie! Znaleźliśmy sobie dość kameralne miejsce, gdzie w spokoju i bez tłumów obesrowaliśmy zmieniające się kolory na niebie i robiliśmy zdjęcia.

Następnie wróciliśmy do hostelu, prysznic, spacer na kolację, kilka drobiazgów w internetach i spanie... kolejna pobudka o 4 rano. Cel: wschód słońca i tzw. mała pętla.

Ponownie udało się wstać, jednak z duuużym trudem po kilku godzinach snu. O umówionej 4:20 okazało się, że naszego kierowcy... nie ma. Minęło kilka minut, odparliśmy nagabywanie kilku innych kierowców "you need tuk-tuk?", w końcu podszedł do nas niski, nieśmiały chłopaczek i pyta się czy my dzisiaj mieliśmy jechać z panem X i mamy umówionego przewodnika. Po odruchowym już "no, no, thank you" dotarło do nas, że właśnie mówi o nas. Okazało się, ze nasz kierowca przyjechał za moment i ten właśnie chłopaczek ma go zastąpić dziś, bo cośtam-cośtam, on ma jakieś problemy z tuk-tukiem i bla bla bla. Nieważne. Jedziemy w całkowitej ciemności z owym chłopaczkiem pod Ankor Wat. Brama była jeszcze zamknięta, po odczekaniu kilkunastu minut zostaliśmy wpuszczeni. Po drodze do... w sumie do końca nie wiedzieliśmy gdzie mamy dokładnie iść, ponieważ kompleks jest ogromny, zagadał nas jakiś chłopak. Zaczęło się od jakichś żarcików, skończyło na tym, że pracuje w restauracji w tym kompleksie i pokaże nam najlepszą miejscówkę na oglądnaie wschodu słońca. Rozłożył matę a my zamówiliśmy po herbacie. I siedzieliśmy. Patrzyliśmy. Gadaliśmy. Patrzyliśmy...

Po wschodzie, poszliśmy do owej restauracyjki od herbaty, wynegocjowaliśmy śniadanie za prawie połowę 'oryginalnej' ceny i o 7:30 wyruszyliśmy dalej. Dziś następujące świątynie:
1. The south Gate (of Angkor Thom)
2. Bayon
3. Baphoun
4. Phtmean akas
5. Thonnanom
6. Chau Say Thevoda
7. Ta prohm
8. Banteay Kdei
9. Angkor Wat

Przed 16 skończyliśmy zwiedzać Ankor Wat i byliśmy już bardzo zmęczeni. Wiele godzin na nogach, 30 stopni, wilgotność, cali spoceni... wracamy do hostelu! Prysznić, mała drzemka i myślimy co by tu dalej...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz