Kolejny punkt programu to... brak planu, czyli plaża.
Pogoda nam się całkiem udała, było słońce przez większość czasu, później się zachmurzyło. Woda w morzu zimna, ale dało się popływać. Było przyjemnie, spokojnie, relaksująco, nie trzeba było nigdzie się spieszyć, ani realizować kolejnego punktu wycieczki. Innymi słowy - istny koszmar dla Piotrka. Zdążył wypić dwie kawy, dwa razy pójść do pokoju hotelowego po jedzenie, popływać z rurką w morzu, zorientować się w promocjach na loty (na przyszłość), pouczyć hiszpańskiego i 5 razy zapytać mnie, czy już się należałam i możemy iść. Byliśmy w sumie ze 4,5 godziny na plaży.
Później poszliśmy po raz drugi do wegańskiej knajpki prowadzonej przez argentyńsko - kanadyjską parę. Bardzo sympatyczni ludzie, a jedzie pyszne. W końcu coś innego niż burek.
Dzień zakończyliśmy drinkiem pod palmą. To nasza ostatnia noc w Albanii, jutro płyniemy na Korfu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz