Obserwatorzy

środa, 7 czerwca 2023

6.06 Wokół j. Ochrydzkiego i znowu Albania - Berat

Śniadanie zaczynało się o 8:30 i punktualnie o tej godzinie pojawiliśmy się w restauracji. Rzeczy upchaliśmy do bagażnika wcześniej, żeby nie tracić czasu. 
W planie mieliśmy trasę wzdłuż jeziora, na południe.
Rozpoczęliśmy od rekonstrukcji prehistorycznej wioski- Zatoki Kości. Powstała ponad tysiąc lat przed naszą erą, na wbitych w dno jeziora palach. Osadę opisał sam Herodot- odznaczała się sporymi rozmiarami i bogactwem ryb.   Nieco więcej można się dowiedzieć z muzeum poświęconemu temu miejscu. Przez setki lat istnienia wioski mieszkańcy  w okolicy jeziora i na jego dnie pozostawili sporo artefaktów - naczyń, kości zwierzęcych przerobionych na różne przyrządy (znaleziono ich całkiem sporo - stąd nazwa Zatoki Kości), glinianych dzbanów i innych przedmiotów użytku codziennego. Obecna rekonstrukcja to w dużej mierze popis fantazji jej twórców- poza drewnianymi palami w dnie jeziora nie zachowały się żadne inne trwałe elementy budynków. Najpewniej dlatego nie wiadomo o niej zbyt wiele- choćby  dlaczego została zbudowana na wodzie, a nie na brzegu jeziora, jak wyglądała organizacja życia . Wnętrza chat niewiele różniły się od siebie- w jednej znaleźliśmy głowę niedźwiedzia, a w innych czaszki i skóry zwierząt. W całości jest to dość oryginalne miejsce, choć bardziej należy je traktować jako wyobrażenie o tym jak mogła taka wioska wyglądać, niz rzetelna rekonstrukcja archeologiczna.

Kolejnym punktem programu było wjechanie na górę pomiędzy jeziorem Ochrydzkim a Prespa.
Aby wjechać musieliśmy ujścic opłatę ok 10zl za naszą czwórkę i samochód. Oprócz nas nie było to zbyt wiele turystów, po drodze minęliśmy jakieś 3 auta. Z kilku punktów widokowych mogliśmy podziwiać ogrom jeziora. 

Zjechaliśmy tą samą drogą z powrotem do jeziora. Kolejny punkt to prawosławny klasztor św. Nauma z XIw. 


Wyglądał na ważne miejsce kultu religjnego. Ludzie zostawiali pieniądze przy różnych ikonach, całowali różne elementy, żegnali się. 

Granice z Albanią przekroczyliśmy bardzo sprawnie. Żadnej kolejki. Kolejny przystanek zrobiliśmy na kawę w miejscowości Lin - ostatniej przed odbiciem od jeziora w stronę środka kraju.

Potem znowu ponad 1h jazdy i zatrzymujemy się przy "zamku" Elbasan. Właściwie to głównie mury zamku... totalnie nie specjalnego czy godnego uwagi.
W końcu po 17 docieramy do Berat. Gospodarz wita nas rakiją, ale my bardzo głodni myślimy już tylko o jedzeniu. Szybko idziemy więc w stronę starego miasta. Zbliżając się do starej części zobaczyliśmy wielkie okna budynków, z których słynie to miejsce- z ich powodu jest nazywane miastem tysiąca okien. Znalazłem restaurację z oceną 4,9/5 przy 1800 opiniach na Google maps. Dość niespotykane! Niestety po dotarciu do tego urokliwego miejsca okazało się, że na  dzisiejszy wieczór brakuje już  stolików. Za to droga wiodła wąskimi, kamiennymi uliczkami.
 Po drodze było mnóstwo policji, a na jednym z placów zgromadził się tłum ludzi. Okazało się, że akurat premier kraju odwiedził Berat.

Idziemy więc dookoła do innej knajpki. Najedzeni ruszamy pod górę, na zamek. Wejście jest darmowe, ponieważ na zamku działają restauracje, hotele i mieszkają zwykli ludzie. Z polskiego punktu widzenia to dość nietypowe traktowanie zabytków. Jednak stwierdziliśmy, że ma to swój klimat. Innym elementem rzucającym się w oczy jest totalny brak jakichkolwiek zabezpieczeń. Można wejść na każdy murek, wieżyczkę, dach. Nie ma nigdzie barierek, kratek, nawet znaków "zakaz wejscia". Można więc bardzo łatwo spaść, połamać się czy zabić.

W międzyczasie słońce zaszło i mieliśmy spektakl  kolorów na niebie.

A potem miasto nocą. 
Po wypiciu soku z pomarańczy z takim widokiem z góry, wróciliśmy do pokoju.

Że wszystkich miast w Albanii to podobało nam się najbardziej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz