Obserwatorzy

poniedziałek, 5 listopada 2018

4.11 wulkan Ijen i powrót na Bali

Dziś dla odmiany wstaliśmy... pół godziny po północy. Przed 1 wsiedliśmy na skuter i w drogę. Ponad 1h jazdy i podjazd 2000m do góry! "Opłata" za dojazd do wulkanu, parkowanie, bileciki na wulkan i zaczynamy marsz pod górę. Dzikie tłumy dookoła. Głównie Indonezyjczycy. Na krater szliśmy szybkim krokiem, stromo do góry ponad 1h. Potem w dół krateru kolejna 1h. Tłumy, tłumy, tłumy... Często ludzie, którzy zupełnie nie umieją chodzić po górskim terenie, albo bez kondycji, albo w skarpetkach i klapkach. Oczywiście króluje zimowa  moda, bo przecież jesteśmy w górach. Czapki, szaliki, rękawiczki, grube kurtki. A ja w podkoszulku. Czasem zakładałem cienką kurtkę z powodu silnego wiatru.

Na dnie krateru byliśmy, jak jeszcze było zupełnie ciemno. Pracują tam górnicy, którzy ręcznie wydobywają siarkę. Głównym celem dotarcia tam nocą są niebieskie płomienie, związane z wydobyciem surowca. Niestety dziś było widać tylko kilka mini-płomyczków.


Gdy zaczęło świtać, mogliśmy porobić trochę zdjęć i zobaczyć ogrom tego wulkanu od środka. Na dnie oprócz kopalnii siarki znajduje się spore, gorące jezioro.

Droga z powrotem na szczyt była już łatwiejsza, bo było mniej ludzi. Kilka fotek z góry na krater i zmieniające się kolory nieba o świcie.

Po 8 byliśmy z powrotem w naszym "hotelu". Śniadanie, prysznic i znowu chwila snu. Po 12, spakowani do dalszej drogi, poszliśmy na mały lunch, potem oddaliśmy skuter i pojechaliśmy łapać prom na Bali. Ta część poszła sprawnie, bilet kosztował niecałe 2zł!

Po ok. 1h byliśmy na polnocnym zachodzie Bali i po ostrych negocjacjach jedziemy taxi do Kuta, na południu wyspy. Dotarliśmy ok.22 i standard: prysznic plus kolacja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz