W Chinach na lotnisku w Pekinie mieliśmy za to nieprzewidziane trudności. Zgodnie z informacjami na rządowej stronie wiza nie jest wymagana, o ile pobyt nie trwa więcej niż 24h i nie opuszcza się terenu lotniska. Nam jednak kazano ją wyrobić. Ponoć dlatego, że było międzylądowanie na terenie Chin. Zajęło to sporo czasu, były liczne problemy z komunikacją po angielsku. Ostatecznie, przy kontroli migracyjnej, pani była zdziwiona, że nie opuszczamy terenu lotniska i po co nam w takim razie wiza. Z powodu międzylądowania w Dalian, wylatywaliśmy z terminalu krajowego, więc musieliśmy go odszukać i się tam przedostać. Nigdzie żadnych oznaczeń. Na szczęście udało się przejechać pociągiem do odpowiedniego miejsca. Po opuszczeniu lotniska pozostało nam wrażenie dużego chaosu i dezorganizacji.
Po wylądowaniu w Dalian musieliśmy opuścić samolot na ponad godzinę, a następnie wejść do niego ponownie. Miasta z góry prawie nie bylo widać z góry z powodu okropnego smogu. W Pekinie było podobnie.
Przylot do Hiroszimy na szczęście obyl się już bez dalszych problemów.
Jeszcze w samolocie dostaliśmy do wypełnienia deklaracje celne. Okazało się, że nie wolno wwozić warzyw, owoców i mięsa. Wyspowiadać się trzeba także z całego złota jakie mamy przy sobie, nawet z jednej pary kolczyków.
Odprawa paszportowa i odebranie bagażu poszły bardzo sprawnie. Wskoczyliśmy do autobusu i po prawie 50 minutach byliśmy w centrum.
W hotelu padliśmy ze zmęczenia i musieliśmy się trochę przespać. Później wybraliśmy się na jedzenie. Hiroshima słynie z ostryg, w co drugiej restauracji oferowali je w jakiejś formie, najczęściej smażone. Zdecydowaliśmy się na nie i wegetariańskie okonomiyaki, czyli słone naleśniki smażone z makaronem, kapustą i innymi dodatkami. Jest to najpopularniejsze danie w Hiroszimie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz