Obserwatorzy

środa, 15 maja 2024

15.05 Dwie byłe stolice: Nara i Kioto.

Dziś po śniadaniu wyruszyliśmy do Nary, pierwszej stolicy Japonii z VIII wieku. Obecnie słynie z parku ze świątyniami buddyjskimi i szintoistycznymi oraz z oswojonych jeleni. 

Tłumy w Narze były ogromne, tsunami ludzi wylało się wraz z nami ze stacji kolejki podmiejskiej. Ponad połowę zwiedzających stanowiły wycieczki szkolne. Najwięcej ludzi kłębiło się, jak zawsze, przy głównych atrakcjach, ale i tak nie było nigdzie kolejek. Po raz kolejny byliśmy zaskoczeni, jak dobrze jest tutaj wszystko przemyślane pod kątem ergonomii: od sposobu organizacji przejść podziemnych w metrze, po ułożenie tras zwiedzania w muzeach i świątyniach. 
Ponieważ całego parku nie bylibyśmy w stanie zobaczyć z powodu odległości między obiektami, postanowiliśmy zwiedzić tylko te najważniejsze. Pierwsze świątynia Kōfuku-ji z VII wieku z pięciopiętrową pagodą była zamknięta z powodu remontu. Sądząc, że jednak można ją odwiedzić, nieopatrznie kupiliśmy bilety do jakiegoś nudnego miejscsa ze "skarbami" narodowymi Japonii, czyli kilka starych rzeźb w niewielkim pawilonie.

Udało nam się za to odwiedzić kompleks świątynny Tōdai-ji z Pawilonem Wielkiego Buddy mieszczącym jego 16 metrowy posąg. 
Jest to też największy drewniany budynek na świecie. Przynajmniej tak twierdzą Japończycy. Wejście do niego prowadziło przez Wielką Południową Bramę.
Później odwiedziliśmy chtam szintoistyczny Kasuga-taisha z VII wieku. Były tam tysiące latarni wotywnych.
Jeden z bogów czczony w tym charmie według legendy przybył do Nary na grzbiecie jelenia. Dlatego uważano je za posłanników nieba i otoczono czcią. Dzięki ochronie mogły swobodnie rozmnażać się na tym terenie. Obecnie jest ich mnóstwo, przychodzą wyżebrać placki ryżowe shika senbei od turystów. Placki można kupić w wielu miejscach na terenie Parku Nara. Jelenie, żeby  dostać poczęstunek, kłaniają się turystom. Wypróbowaliśmy oczywiście, czy to nie przypadek i faktycznie tak robią. Bardziej przebiegłe ustawiają się przy atrakcjach lub na ścieżkach do nich prowadzących (poniżej strategiczny jeleń). 
Większość nie boi się ludzi. Część podchodzi żeby dostać jedzenie, ale płoszą się jak mają zostać dotknięte. Większe osobniki nie tylko dają się głaskać, ale same wtykają łby pod łokieć szukając przysmaków.
W niektórych miejscach było słychać krzyki ludzi przestraszonych stadem jeleni, które próbowały wyrwać shika senbei z rąk. Jest to zdecydowanie jedna z najciekawszych atrakcji, o ile można tak to nazwać, na jakie się kiedykolwiek natknęłam. Rzadko ma się okazję do tak bliskiej interakcji z dzikimi zwierzętami na wolności. Niestety dla jeleni kontakt z człowiekiem stanowi pewne niebezpieczeństwo. Nauczone, że dostają jedzenie próbują zjeść wszystko, co jest w rękach człowieka. Sięgają po mapy, torebki foliowe i mokre chusteczki. Poza tym chodzą, gdzie chcą, wychodzą nawet poza park na ulice, można je też spotkać przed sklepami.

Po zwiedzaniu parku i pożegnaniu się z jeleniami zjedliśmy pierwsze sushi odkąd jesteśmy w Japonii. 
Później pojechaliśmy do Kioto, czyli kolejnej stolicy Japoni. Ze względu na późniejszą porę, było po 17, zdecydowaliśmy zwiedzić Fushimi Inari, czyli słynącą z tysiąca Tori świątynię, bo wejść można tam przez całą dobę. Jest to jedno z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Japonii. Przy wyszukiwaniu, co warto zobaczyć zwykle pokazuje się jako jeden z pierwszych obrazów z tego kraju.
Sama świątynia nie jest szczególnie interesująca. Zwłaszcza, jeśli było się już w innych świątyniach szintoistycznych, gdyż  dla laika za bardzo się od siebie nie różnią i są raczej skromnie wyposażone. Tym, co przyciąga do tego miejsca jest ciągnący się kilometrami korytarz utworzony z ponad tysiąca bram tori. 
Weszliśmy nim na sam szczyt góry. Po drodze mijaliśmy liczne kapliczki z miniaturowymi tori i posągami lisów.  
Lis, Zenko, jest wysłannikiem boga Innari, więc wszędzie było go pełno. Przejście przez ten labirynt bram zajęło nam ponad 1.5h, ale spokojnie można było spędzić tam więcej czasu i pochodzić różnymi ścieżkami, raz w górę, raz w dół. Na naszej trasie było już spokojnie, bo większość zwiedzających przychodzi wcześniej, więc miejsce było bardzo spokojne.
Po powrocie poszliśmy do typowej japońskiej restauracji, takiej z tatami i tradycyjnymi potrawami, które nam nic nie mówiły.
Jutro w planie bambusowy las i reszta Kioto. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz