Obserwatorzy

czwartek, 16 maja 2024

16.05 Kioto

Z racji, że śpimy w hostelu, nie mieliśmy śniadania. Trzeba było coś upolować... Mieliśmy iść do pobliskiego hotelu na sniadanie bufetowe, ale wstaliśmy za późno, a śniadanie było do... 9:30. Japonia. Plan B zakładał podjechanie autobusem do knajpki i tak też się stało. Jedzenie nie było wyszukane, ale smaczne. Najważniejsze, że bardzo "po japońsku": niskie stoliki, tatami i siedzenie na podłodze.
Najedzeni ruszyliśmy do świątyni Kiyomizu-dera poświęconej bogini miłosierdzia. Prowadziła do niej wąska uliczka przy której było mnóstwo sklepików. Ponownie płynęliśmy w tłumie innych zwiedzających.
Naprawdę nie potrafię wyobrazić sobie jak ktokolwiek jest w stanie zwiedzać Japonię w trakcie wysokiego sezonu. Nas już te umiarkowane tłumy całkowicie wykończyły. 
Sama świątynia wznosi się na sześciopiętrowej konstrukcji z drewna. 
Z tarasu mieliśmy widok na Kioto. I na głowy innych turystów.
Pod świątynią znajdował się tunel poświęcony matce Buddy. Skusiliśmy się nim przejść. Oczywiście trzeba było ściągnąć buty. Podróż, oprócz tego że na boso, odbywała się także w całkowitych ciemnościach. Po zejściu schodami nie było widać kompletnie nic, trzeba było macać ścianę rękami. Tunel kilka razy zakręcał, co sprawiało że traciło się orientację. Mnie zaczęło się kręcić w głowie. W pewnym momencie w przejściu, lekko podświetlony, ukazał nam się kamień z napisem w sanskrycie znaczącym "łono". Według wierzeń pomaga spełniać życzenia. Ja tylko chciałam żeby zawroty głowy ustały.  Jako że zaraz po tym trasa się skończyła i wyszliśmy na zewnątrz to faktycznie zawroty ustały. Mogę więc potwierdzić skuteczność kamienia. 

Świątynia znajduje się niedaleko wodospadu z którego woda dzięki się na trzy strumienie.
Wypicie wody z danego strumienia daje różne błogosławieństwa (szczęście w nauce, miłości bądź długowieczność). W kolejce czekało całkiem sporo uczniów, najpewniej po szczęście w nauce. Z tego względu zrezygnowaliśmy z czekania w kolejce po supermoce i przeszliśmy do kolejnej atrakcji. Tym razem trasa była nieco mniej ruchliwa i poczuliśmy klimat Kioto, dzięki któremu zwabia tutaj aż tylu turystów.

Kolejna świątynia: Yasaka, od ponad trzynastu wieków stanowiła jedno z głównych celów pielgrzymek z całego kraju. Obecnie dalej jest bardzo popularna, zwłaszcza w trakcie festiwalu Gion Matsuri w lipcu i w trakcie nowego roku. 

Później pojechaliśmy do Srebrnego Pawilonu.
Kto kiedykolwiek robił remont się, ten wie, że czasem pewnych rzeczy nie udaje się dokończyć. Zwyczajnie zabraknie czasu na przyklejenie wieszaka na ręcznik do rąk w łazience, albo schody muszą sobie radzić bez listewek. Srebrnego Pawilonu nie pokryto za to srebrem. Nie takie rzeczy zdarzają się na budowie. Jedna wersja podaje jednak, że nazwa nawiązywała do bliźniaczego, Złotego Pawilonu w Kioto. Inna mówi, że srebrny kolor miał powstawać na skutek odbicia światła księżyca na powierzchni murów. 

Kioto nie jest najłatwiejszym miastem do zwiedzania. Zabytki znajdują się w sporej odległości między sobą. Przejazdy autobusem miedzy nimi też do najszybszych nie należą. Dlatego na dziś wybraliśmy jeszcze tylko pałac cesarski i zamek Nijo. Pałac cesarski był zamknięty z powodu prowadzonych prac porządkowych. Dowiedzieliśmy się o tym stojąc przed wejściem do kompleksu, bo brakowało wcześniej jakichkolwiek informacji na ten temat.

Zamek Nijo powstał z rozkazu pierwszego szoguna, Tokugawy.
Był świadkiem dwóch wydarzeń o ogromnym znaczeniu dla historii Japonii. Pierwszym z nich było ogłoszenie przejęcia władzy nad krajem przez szoguna w 1603r, drugim zakończenie szogunatu w 1867 i przekazanie rządów cesarzowi. Historia zatoczyła koło.
Po zamku mieliśmy mało czasu na zjedzenie czegoś porządnego, ale na szczęście udało nam się zamówić sushi w barze. Bar był samoobsługowy. Zamówienie wyklikiwało się na tablecie i po kilku minutach automatyczna taśma przywoziła jedzenie.
Później poszliśmy na free walking tour po Gion. Udało nam się zobaczyć prawdziwą Maiko (Gejszę w trakcie szkolenia)! Nie jest to takie oczywiste, bo w całym mieście gejsz i maiko jest tylko około 200. Wiedzieliśmy tradycyjne Tea House, w których do dziś mieszkają gejsze, przeszliśmy przez wąskie uliczki i widzieliśmy najstraszy teatr Kabuki w kraju.
Dzień zakończyli pijąc sake, wino śliwkowe i shochu (25% japońska wódka) w Gion.

1 komentarz:

  1. Cieszę się Basiu, że zdziałało i zawroty ustapiły :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń