Obserwatorzy

poniedziałek, 13 maja 2024

13.05 Zamki w Hiroshimie i Himeji, przyjazd do Osaki

Rano po śniadaniu postanowiliśmy zobaczyć jeszcze zamek i ogrody Shukkei-en. Okazało się, że mieliśmy darmowe rowery do wypożyczenia z hotelu, więc skorzystaliśmy z okazji. 
Hiroshima, jak na tak duże miasto(1,2mln) jest zadziwiająco cicha i mało zatłoczona. Nie wiedzieliśmy też, żeby gdzieś były korki, albo tłumy ludzi. Nie słyszeliśmy też ani razu żeby ktoś używał klaksonu. Jazda rowerem była więc całkiem przyjemna.
Zamek, a właściwie kompleks zamkowy w Hiroshimie, jest oczywiście rekonstrukcją. Znajdował się on około 300 metrów od hipocentrum wybuchu, więc przetrwały jedynie fundamenty.
Rekonstrukcją jest bardzo wierną, zbudowaną z materiałów i z użyciem technik, których użyli pierwotni budowniczowie. Składa się z 4 pięter. Gdzieś w okolicach 2 piętra twórcy najwyraźniej uznali, że zagraniczni turyści na pewno nie są w stanie dłużej utrzymać uwagi, więc można przestać się starać i odpuścić sobie tłumaczenie na angielski. Za to można było dotknąć repliki miecza i sprawdzić, ile waży. Okazała się zadziwiająco lekka, według informacji umieszczonej na szybie ważyła jedynie 1 kg. Można było też obejrzeć repliki strojów szoguna i samurajów. Zamek jest repliką, więc nic dziwnego, że w środku też są repliki.


Później udaliśmy się do ogrodów Shukkei-en. Powstały zaraz po wybudowaniu zamku, w pierwszej połowie XVII wieku.
Były naprawę piękne, nieskazitelnie utrzymane, tchnęły spokojem (przynajmniej dopóki nie zaczęliśmy karmić żółwi i karpi koi, bo wtedy włączyły się gołębie). Miało się wrażenie, że każdy liść ma swoje miejsce, a kwiaty kwitnął zgodnie z jakimś harmonogramem.

Po ogrodach wróciliśmy do hotelu. Kupiliśmy w sklepie kilka przekąsek, większość nam smakowała. W hotelu załapaliśmy się jeszcze na darmową kawe:).

Z Hiroshimy do Himeji przejechaliśmy Shinkansenem z prędkością około 300 km/h. Trasę 240 kilometrów pokonaliśmy w 54 minuty.
Himeji jest odwiedzane właściwie tylko z jednego powodu: żeby zwiedzić zamek.
Jest to jeden z najsłynniejszych zamków w Japonii. Powstał jako ochrona na trasie do Kioto około XIV wieku, uległ znacznym przebudowom ponad dwieście lat później.
Najwyraźniej rozbudowa udała się do tego stopnia, że nikomu się później nie chciało zdobywać takiej twierdzy. Nie został też uszkodzony przez trzęsienia ziemi, ani w trakcie drugiej wojny światowej, więc możemy go podziwiać w niezmienionym stanie. Całość ma 46 metrów wysokości, z czego 14 metrów to fundamenty. Białe elementy dekoracyjne nad oknami przypominają skrzydła, dlatego zamek czasem jest nazywany Zamkiem Białej Czapli. Cała konstrukcja, która jest drewniana, wspiera się na dwóch 20 metrowych filarach. Co z naszej perspektywy jest trochę dziwne, bo to tak jakby umieszczać dwie pięty Achillesowe w jednej budowli. W zamku jest pusto. Nie ma żadnego wyposażenia, mebli, nawet broni. Jest to zupełnie różne od tego, co widuje się w zamkach europejskich, gdzie zwykle ekspozycja zawiera przynajmniej rekonstrukcje dawnego wystroju.
Weszliśmy więc mozolnie na 5 piętro żeby popodziwiać widok z góry na miasto Himeji.
Po zamku pędzimy żeby zdążyć jeszcze do ogrodów Kokoen niedaleko murów. Mają nieco ponad 30 lat, łącznie jest ich obecnie 13. Każdy jest trochę inny, jeden z lasem bambusowym, inny z sosnowym, kolejny z wodospadem i stawem z karpiami koi.
Po Himeji czas na Osakę. Odebraliśmy bagaż ze schowka na dworcu i wsiedliśmy w przyspieszony pociąg. Jechał tylko 10 minut dłużej niż Shinkansen, a był o ponad połowę tańszy.
Na dworcu widzieliśmy dzikie tłumy pędzących ludzi. Po cichej Hiroshimie w końcu czujemy, że widzimy stereotypową Japonię z tłumami wiecznie spieszących się ludzi.



1 komentarz: