Obserwatorzy

poniedziałek, 27 maja 2024

26.05 ZOO w Tokio i świątynia Senso-ji

Początkowo dziś również mieliśmy iść na free walking tour, ale zrezygnowaliśmy, bo mieliśmy już dość zwiedzania w grupie. Po spakowaniu się, co nie było takie proste, pojechaliśmy znowu na stację Ueno. Tym razem dokupiliśmy bilet na szybszy pociąg, bo wyszliśmy dość późno z hotelu.
W Ueno nielada wyzwaniem okazało się znalezienie wolnej szafki do przechowania bagażu. Szafki te były w bardzo wielu miejscach, ale już pozajmowane. Tak na marginesie, tu takie szafki na monety były niemal wszędzie (stacje, dworce, czasem przystanki). Jest to bardzo wygodny patent na zwiedzanie.

Do zoo, mieszczącego się w parku Ueno, dotarliśmy ok 11. Zaczęliśmy od słonia, potem widzieliśmy goryle, tygrysa, małpki, hipopotama, nosorożec, niedźwiedzie, wielkiego aligatora, no i gwiazdę tego miejsca: pandę olbrzymią. Poza tym, zoo oceniliśmy jako "w porządku ", nie było niczym nadzwyczajnym.
Po wyjściu z zoo, poszliśmy na zwyczajową już kawę z ciachem. Przede wszystkim był to odpoczynek dla naszych nóg. Potem wsiedliśmy do metra i przemiescilismy się do dzielnicy Asakusa. Chcieliśmy pójść do muzeum ninja, ale bez rezerwacji nie mogliśmy wejść. Szkoda, bo to było muzeum, gdzie można się przebrać za samuraja, porzucać gwiazdkami shiruken, czy powalczyć mieczem.
Plan B został opracowany w biegu. Udaliśmy się do głównej atrakcji tej dzielnicy, świątyni Senso-ji. Cóż, była duża, ładna, i zatłoczona, jak każda inna. W moich oczach przy świątyniach maluje się obraz jarmarku i odpustu w jednym: krzyki, sprzedaż różnych przekąsek, stoiska z usługami religijnymi, a w obecnych czasach jeszcze dodatkowo każda osoba jest ze smartfonem w ręce i pstryka nieskończoną ilość zdjęć w każdym możliwym miejscu.
W drodze donstacji metra zatrzymaliśmy się w wegańskiej restauracji (a te należą tu do zdecydowanej mniejszości). Na obiad wydaliśmy resztę gotówki i wróciliśmy na dworzec Ueno. Wzięliśmy bagaże i pojechaliśmy na lotnisko Haneda, jedno z dwóch tojijskich lotnisk, znajdujące się na południowym krańcu miasta. Na miejscu byliśmy ok. 16. Kolejka do odprawy bagażowej była długa, ale wszysko poszło bezproblemowo. Zdążyliśmy jeszcze wypić kawę na tarasie widokowym na dachu lotniska i porozmawiać chwilę z parą starszych Australijczyków z Tasmanii.
Wylecieliśmy zgodnie z planem, o 19:40.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz