Obserwatorzy

niedziela, 13 listopada 2016

13.11 Wulkan Taal i powrót do domu.

Dziś pobudka o 5:45. Chwilę po 6 poszliśmy na śniadanie do hipsterskiej knajpy. O 6:30 miał czekać na nas umówiony kierowca trzykółka, ale chyba uznał, że mu się nie opłaca. Zlapalismy wiec jakiegoś z ulicy. Po drodze jeszcze odwiedził syna w szpitalu i tankował, ale za to sprawnie zjechał do Talisay, nad brzegiem jeziora. Kolejne negocjacje i z 2160peso zeszliśmy na 1500. Ok. 25min. plynelismy i następnie 30min.spacer na szczyt krateru. W samym kraterze jeziorko z mala wysepka po środku. Ładne miejsce :).

Bardzo sprawny powrót. W sumie po 3.5h byliśmy w hostelu. Prysznic, pakowanie juz na samolot. Krótka jada trzykółkiem na przystanek, a autobus już czekał na nas :).

2h później jesteśmy w południowej części Manili, niedaleko lotniska. Ostre negocjacje z taksiarzami, żeby zabrali nas 3km na lotnisko. Bo bez taksometru się nie opłacało...

Teraz finalnie na lotnisku. Wylot za 3h.

Do zobaczenia w kraju:).

sobota, 12 listopada 2016

11.11/12.11 Nurkowanie oraz droga do Tagatay

Wczoraj pobudka o 7:30. Po śniadaniu zeszliśmy na dół skompletować sprzęt do nurkowania. W filipinskim tempie nasza łódź została przygotowana do wpłynięcia. Naszym celem były 2 punkty nurkowe wokół wyspy Balicasag. Pierwsze nurkowanie, 40min.przerwy na kawę, kanapkę i lezakowanie, następnie drugie nurkowanie. Fajne rafy, kilka żółwi, dużo ryb:). Po powrocie do Alona Beach w końcu spokojne leżakowanie na plaży. Tuż obok nas na plazt były 4 Polki. Zgadalismy się więc na kolacje. Po kolacji małe zakupy przed powrotem do Polski i poszliśmy znowu cała grupą posiedzieć na plaży. Wieczór skończył się dość późno, gdzieś w pobliskim barze.

Dziś luźny dzień. Wstałem o 8:30. Po śniadaniu pakowanie się, potemplaża. Tuż przed wyjazdem na lotnisko szybki lunch. O 11:30 zlapalismy trójkołowca i jazda. Na lotnisku spotkaliśmy się jeszcze na chwilę z Ludwikiem z Couchsurfingu. I dostaliśmy w prezencie lokalne słodkości:). Sprawna odprawa na małym lotnisku, chwila oczekiwania na lot z muzyką na żywo w tle.  Zaskoczyła nas oplata "terminalowa" 100 peso...

Po 1h 20min. wyladowalismy w Manili. Dworzec autobusowy jest na tyle blisko lotnoska, że taksówkarz miał problem, żeby nas tam zabrać z taksometrem(80peso). Ale w końcu uległ. Za karę nas wsadził 50m przed dworcem... teraz 15min.kolejka do autobusów odjezdzajacych do Tagatay(77peso). Autobus - lodówka. Strasznie zimno... nie wiem dalej, co Azjaci mają nie tak z używaniem klimatyzacji. Na zewnątrz 30st., w autobusie poniżej 20. 60km robimy w 3h. Korki, korki, korki... Zastanawiamy się, jak zdążymy jutro na samolot do domu.

P.s.
Święty Mikołaj na plaży wygląda dość... oryginalnie;).

czwartek, 10 listopada 2016

10.11 Dookoła Bohol

Pobudka o 7:30. Śniadanie w naszym hoteliku. "Szybki" shake po drodze do wypożyczenia skutera i jazda!

Pierwszy przystanek to tersiery. Bardzo małe ssaki, podobne do małp, z wielkimi oczami. Cudne!

Następnie zajrzelismy do Nut Huts na lunch. Malowniczo położony hostel w lesie, nad rzeką Loboc.

Kolejna atrakcją to wiszący bambusowy most. Hmm... nieco naciągana atrakcja. Ale za 1.80zl może być;).

No i żeby nie było zbyt piękne, złapała nas ulewa i schowalismy się na przystanku. Krótka dyskusja o polityce z jakimś Amerykaninem z Californii i jedziemy dalej. Chocolate Hills. Niesamowite naruralne, wielkie kopce! Zobaczcie foto poniżej.

Na koniec 70km z powrotem na naszą plaże. Trochę męczące na skuterze.

Akurat zaczynał się zachód słońca, wiec jeszcze szybka kąpiel w morzu, prysznic i kolacja. Dziś wielkie krewetki.

Jutro nurkowanie.

środa, 9 listopada 2016

9.11 Plażing i droga na Bohol

Pobudka o 7:30. Śniadanko i przed 9 pojechałem skuterem "do miasta" kupić bilety na statek na Bohol. Tym razem okienko było otwarte i udało się dostać 2 bilety na 13:50 (910 peso za osobę -  drogo).
Teraz czas na relaks. Plaża przed naszym ośrodkiem była ok, ale wejście do morza okropne: jakieś wodorosty, muł, bleee. Wyplynelismy wiec kajakiem kilkaset metrów w glab morza i dopiero mogliśmy normalnie wskoczyc do wody. Potem chwila leżakowania na plaży, prysznic, pakowanie, obiad. Do obiadu (foto poniżej) wypiłem aż 3 soki ze świeżych owoców: mango i papaya. Chyba najlepsze do tej pory. Po odpowiednio 80 i 50 peso.
Trzykółkiem do portu i 3.5h jazdy promem.

Następnie znowu trzykółko, przy Alina Beach strasznie długo cbodzilu s my w poszukiwaniu noclegu. W końcu się udało! zasłużona kolacja i wieczorny chillout.

Jutro wucieczka po wyspie na skuterze. 

wtorek, 8 listopada 2016

8.11 Wyspa Siquijor

Pobudka o 7. Bardzo kiepskie śniadanko w cenie, ogarnelismy się, wypozyczylismy skuter (27zl za 24h) i w drogę dookoła wyspy.

Tak więc najpierw wodospady Lugnason. Klimatyczne, bez turystów. Potem 400letnie drzewo. I znowu wodospady: Cambugahay, gdzie znowu się popluskalem. Punkt następny - plaża Kagusuan na końcu świata  (wschodni kraniec wyspy).

Zglodnielismy, wiec szybki lunch w bardzo lokalnej knajpie w Maria, a raczej jadlodajni...

Kolejny przystanek to Larena. Pytaliśmy w porcie o możliwy transport na Bohol jutro. Niestety nic.

Pojechaliśmy wiec znowu wgłąb wyspy na punkt widokowy. Punkt zacny, jednak korony drzew juz go dosiegly. Panorama wiec pezepiekna, jednak zasłonięta.

Teraz ponownie kierunek informacyjny - port w mieście Siquijor. Cóż, kantorek powinien być czynny do 22, ale o 17 zastalismy go zamkniętego. Tak więc powrót do naszej Villa. Po drodze zahaczylismy o plażę Pailton. Na zachód słońca spóźnilismy się oczywiście z 15min.

Prysznic, kolacja i siedzimy w całkiem ładnie urzadzonym restobarze.

poniedziałek, 7 listopada 2016

7.11 Z Apo na Siquijor

Wczorajszy dzień dał nam w kość i poszliśmy spać z kurami... przed 22. No i kury, a raczej kogut nas obudził przed 8.

Zjedliśmy skromne sniadanko, następnie spacer na górę z latarnia i punktem widokowym. Krótki snorkeling i poszukiwanie łodzi, która zabrałyby nas z powrotem na Negros. Gosi udalo się dogadać z łodzią z nurkami, którzy mieli wracać o 13:30. Wrzucając rzeczy na łódź zgubiłem moje lans-okulary:(((.
Ostatecznie wyplynelismy po 14. Z porciku w Malatapay poszliśmy do głównej drogi i jak na zawołanie akurat jechał autobus. 40 min. jazdy do dworca w Dumaguete + 10min. 3-kołowcem do głównego portu. Okazało się, że na najbliższy statek na Siquijor nie ma już miejsc  (godz.16). Na kolejny musimy poczekać 2h. Poszliśmy wiec zjeść. Teraz płyniemy 1.5h do miasta Siquijor. I na koniec musimy znaleźć nocleg. Drogę na promie "umila" jakiś chiński film o nieznanej mi fabule, w którym są naprzemiennie sceny placzu, mordobicia i krzyku.

I finalnie jesteśmy nad samym morzem w White Villa Resort. Uff. :)))

6.11 Rekinki oraz wyspa Apo

W skrócie - plan udało się zrealizować.

Wstalismy o 4:45. O 5 miał czekać pan kierowca trycykla, ale... go nie było. Poszedłem wiec poszukać innego, szybka negocjacja i za 150peso miał nas zabrać na przystanek autobusowy. W międzyczasie znalazł się wczoraj umówiony kierowca... ale już było za późno :). Dojechaliśmy na przystanek dokładnie wtedy, jak stal tam nasz autobus(5:30). 1.5h później bylismy w Bato. Kilka min później byliśmy już w kolejnym autobusie- do Oslob. Wysadzono nas w miejscu skąd zaczyna się rekinowa, kontrowersyjna przygoda. Za 1100 peso mogliśmy popływać z tymi wielkimi zwierzakami.

Następnie trojkolowcem dostaliśmy się za kolejne 100peso do portu w Liloan. Teraz prom do Daumahatee?????? Za jedyne 62peso na osobę. Mały van na dworzec autobusowy, kilka min. czekania i jedziemy do Mala?????. Tam dogadujemy się z jakąś parką z Chin i 4 osobową łódka płyniemy na wyspę Apo. Pan kapitan nie uprzedził nas,że może chlapac, wiec cali mokrzy i z mokrymi plecakami dotarliśmy na miejsce. Malutka osada, wszechobecne dziadostwo, 3-4 miejsca do przenocowania się. My dzień wcześniej zarezerwowalismy pokój w Mario's.
Korzystając z tego, że już jesteśmy mokrzy, poszliśmy na snorkeling z żółwiami tuż przy brzegu. Z rozpędu, dalej nie schnąc, poszliśmy nurkować. Fajne rafy, sporo rybek, ładnie:). 52min. pod wodą.
Byliśmy już bardzo głodni, ale tu są 2 miejsca, gdzie można zjeść. Ciężko je nazwać restauracjami... musieliśmy czekać na porę karmienia do 17:40.
Turbo drzemkę i oto siedzimy na karaoke jako jedyni biali z lokalnymi. To nawet nie jest bar. Tylko przestrzeń pod dachem i sklepik obok.

Ciekawostka 1:
prąd tutaj jest od 18 do 22. Internet jest w tych godzinach, ale akurat się popsuł.

Ciekawostka 2:
0.7 rumu 5letniego tutejszego kosztuje... 8zl !!!

sobota, 5 listopada 2016

Moaboal, wyspa Cebu

Pogoda wczoraj w El Nido sprzyjala lotom, wiec udało nam się bezproblemowo opuścić nasze ulubione lotnisko w El Nido. W Cebu City przywitał nas deszcz. Taxi, ok.1h jazdy do dworca z busikami. Korki, korki, korki... Kolejna 1 czekania na miejscu, aż busik się zapełni. Myśleliśmy, że w rzedzie siadają 3 osoby, bo tyle było "foteli". Jednak nie. Siadają 4. Dodatkowo musieliśmy zapłacić za nasze plecaki, które zajęły 1 fotel. Busik nie miał bagażnika. Korki, korki, korki - 1.5h wyjezdzalismy z miasta, kolejne 1.5h już normalnie.

OK. 20 znaleźliśmy się w Moaboal, skąd sprawnie trojkolowym motorkiem dojechalismy do plaży Panagsama, gdzie chcieliśmy nocować. Szybki rekonesans po noclegowniach. Jednak pierwszy strzał był najlepszy. Za 1000 peso dostaliśmy pokój z klima za noc (Coral's Palm Resort).

Następnie długa debata z Gosia, jak ogarnąć wycieczkę na drugi dzien i wspólna kolacja w międzyczasie.

Na koniec wylądowałem w Chili Bar, gdzie poznawałem lokalne życie nocne.

Dziś pobudka przed 8, śniadanie i dołączenie się na wycieczkę na canyonering i wodospady Kawassan. Wyjazd 3kolkowym motorkiem z naszym przewodnikiem i parką z Europy o 9.

Wycieczka bardzo sprawnie zorganizowana. Dostaliśmy kaski, kapoki, buty i poszliśmy przedzierać się przez kanion z rwaca rzeka:). Super sprawa!

Po powrocie poszliśmy przed nasz ośrodek z rurka i maską do morza zobaczyć ławice sardynek:).

Spacer po miejscowosci, knajpka i znowu przeplanowanie kolejnych dni. Tak więc jutro o 5 wstajemy i jedziemy do kontrowersyjnego Oslob, popływać z wielorybimy rekinkami. Spokojnie - są niegroźne :). A potem chcemy dostać się na wyspę Negros i nocleg na wyspie Apo tuż obok Negros.

piątek, 4 listopada 2016

El Nido - ostatnie starcie

Pogoda wczoraj popołudniu nieco się poprawiła. Wypozyczulismy wiec skuter i pojechaliśmy do pobliskiej plaży Las Cabanas. Trochę kropilo, trochę straszyło, ostatecznie udało się wykąpać i polezakowac.

Wieczór spędziliśmy głównie na naszym tarasiku z widokiem na morze, konwersujac z parą Polaków i Szwedka. Na koniec zajrzałem do Pukka Bar. Był akurat koncert reggae.

Dziś po śniadanku w naszym byłym hotelu krótkie leżakowanie na plaży.  Za chwilę pakowanie i jazda na lotnisko.

Kolejny cel: Moaboal, wyspa Cebu.

czwartek, 3 listopada 2016

El Nido. Ciągle pada...

Plan był zacny na dziś. Ale...

obudził mnie deszcz o 7:30. Wracając ze śniadanka z naszego byłego hotelu cały byłem mokry...
I tak sobie pada i pada. Siedzę i patrzę w morze. I ogarniam bloga. Ot taki dzień. No i owocowe shakes pije:).


środa, 2 listopada 2016

El Nido c.d. Plaża Nacpan oraz i Island hopping

Wczorajszy dzień zaczęliśmy od dobrego śniadanka w naszym hoteliku a następnie szukania kolejnego noclegu. Tańszego przede wszystkim. No i z 2500peso zeszliśmy do 1000 za pokój. Bonus: widok na morze:).

Następnie wypozyczylusmy skuter, przewiezlismy bagaże do nowego mieszkanka i pojechaliśmy na słynna plaże Nacpan. Dojazd weryepami,ale się udało. Oczywiście nie od razu. Zlapalismy gumę. Na szczęście pół km dalej był zakład naprawczy i za 17zl wymieniono dętke:). Potem już tylko blogie lenistwo. Dawno nie miałem okazji po prostu poleżeć na plaży.

Na zachód słońca pojechaliśmy na plażę Coron Coron. Fajny klimat, zrobiłem kilka fajnych fotek, ale nie pokażę ich tutaj :P.
Potem pozna kolacja i... spotkałem kolegę ze Słowacji, którego nie widziałem od 7 lat! Na Fb zobaczylem, że też jest w El Nido. No i posiedzielusmy do pozna w barze na plaży.

A dzisiaj... szybkie poszukiwanie  śniadania, bo już nie mamy w hoteliku. I o 9 stawilismy w kantorku, gdzie wczoraj zarezerwowalismy wycieczkę - skakanie po wysepkach. Po standardowym zamieszaniu i dezorganizacji, udało się nam wsiąść na łódkę. Do 16:30 plywalismy od wyspy do wyspy. W sumie 5 miejsc, np. ukryta laguna, sekretna plaża, wielka laguna, 5th comando. Tak więc troszkę plażowania, sporo pływania w masce.
Teraz kolacja, wiec w końcu chwila na napisanie tego posta:).

poniedziałek, 31 października 2016

Nareszcie! Filipiny...

Pisząc tego posta siedzę na terminalu krajowym lotniska w Manili. Po 3 męczących lotach, czekamy na ostatni - do El Nido. Jest opóźniony o 30 min. Usypiamy na siedząco... juz 27h w podróży. Ja spałem może 2h w sumie.
Wakacje.
P.s. Haloween dotarło i na lotnisko.

El Nido i dobranoc.

30 godzin minęło i znaleźliśmy się w pierwszym docelowym miejscu-El Nido. Wyladoealismy na najbardziej oryginalnym lotnisku w moim życiu. Poniżej shuttle bus do terminalu, który odebrał nas z płyty lotniska oraz hala przylotow:).
Potem śmiesznym, motorko-wózkiem dojechalismy do naszego noclegu. Prysznic, chwila oddechu i "na miasto". Malutka, chaotyczna miejscowość. Poszliśmy na masaż godzinny za jakieś 25zl i drink na samej plaży na dobre zakończenie dnia.
W końcu zaczynam odpoczywać :).

niedziela, 30 października 2016

Paryż...

Żyję. Jestem w Paryżu. Na lotnisku w Paryżu dawno nie byłem. Dziwnie jest. Czy chiński to jakiś nowy oficjalny język we Francji?

sobota, 29 października 2016

Startujemy! Filipiny wzywają!

Pierwszy etap wyprawy już za mną. Naszym pięknym i nowoczesnym Pendolino dostałem się do stolicy, gdzie nocuję u mojej współtowarzyszki podróży.

Jutro o 4:45 mamy taksówkę na lotnisko, o 6:40 wylot do Paryża. Następnie do Kantonu w Chinach i finalnie do Manili. Ale to nie koniec lotów. Po kilku godzinach na lotnisku w Manili, lecimy do El Nido na wyspie Palawan :). Tam dopiero odpoczenimy chwilę.

Do następnego!