Obserwatorzy

środa, 8 listopada 2017

6.11 Pętla Pakse - dzień 2

Obudziły nas koguty ok.4 rano... wrrr. Akurat piał sobie przy naszej chatce!

O 7 miało być śniadanko. Ale nie było. Musieliśmy odczekać odpowiednią ilość czasu i pojawiły się po 3 bagietki dla każdego. Ponoć turyści nie mogą jeść ich jedzenia bo to się źle kończy.

Jak zjedliśmy, poszliśmy na wykupiony za 15k kip na osobę - 'tour' z Kapitanem Hookiem po wiosce. Zaczęło się od długiej opowieści o kawie (którą się uprawia we wsi), potem przeszliśmy do zwyczajów i wierzeń mieszkańców. I ta część była mega ciekawa. Szczególnie, że ciężko znaleźć tam osobę, która mówi po angielsku.

Po skończonej wycieczce wyruszyliśmy dalej. Kolejny punkt na mapie to farma herbaty i jedwabiu. Niestety - coś nie trafiliśmy. Na miejscu z trudem znaleźliśmy jakiegoś chlopka-roztropka, który chyba tylko miał tam pilnować zagrody. Udało się nam jedynie na migi zakupić po torebce herbaty i jakiegoś proszku z orzechów. Jedziemy dalej.

Wodospad Houa Khon przy restauracji PS Garden. Sam wodospad - nic nadzwyczajnego. Natomiast jedzenie paskudne!

Ostatni przystanek na dziś oraz nocleg zarazem - najważniejszy wodospad Pętli - Tad Tayicseua. Bardzo ładne miejsce, duży potencjał, ale znowu z trudem znaleźliśmy jednego chlopka-roztropka, który pokazał nam miejsce do spania i cenę na wyświetlaczu komórki.

Rozglądając się po okolicy spotkaliśmy jeszcze jednego przyjezdnego - meksykanina Dario. Nieco później dojechał jeszcze Włoch. Reszta wieczoru upłynęła na wspólnej rozmowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz