Obserwatorzy

piątek, 3 listopada 2017

O​​ inwazji​​ chińskiej

Przez wiele dziesięcioleci Chiny pozostawały odizolowane z własnej woli od świata
zewnętrznego. Władze skupiały się na rozwiązywaniu problemów ogromnego rynku wewnętrznego, kilka wyspecjalizowanych jednostek prowadziło eksport wszystkiego co znamy pod marką “made in China” (czyli praktycznie wszystkiego), władza prowadziła
bardzo wstrzemiezliwa politykę zagraniczna, bez angażowania się wprost w konflikty w stylu Trumpa czy Putina, utrzymając jedynie swoje strefy wpływów i status quo które wiedzieli że z biegiem czasu bardzo im się opłaci. A zwykli ludzie byli zbyt biedni by myśleć o jakiejś zagranicy.

Pojawił się jednak poważny problem, którego żaden inny kraj nie rozumie. Chińczyków jest
bardzo dużo. 1,4mld ludzi dużo. Nawet jak na możliwości tego kraju za dużo. Centralne
planowanie partii​ wymyśliło politykę jednego dziecka. Minimum do utrzymania liczby
ludności to 2.1 dziecka na rodzinę. Ze względu tradycje chińska gdzie posiadanie córki jest bardzo nieopłacalne, zaskutkowalo to raz wielka ilością aborcji lub porzuceń dziewczynek zaraz po narodzeniu a dwa wielka nadproporcja mężczyzn w stosunku do kobiet. To z kolei po kilku latach sprowadziło kolejne patologie na Chiny. Hordy mężczyzn nie mogących znaleźć kobiety. Powstały więc 3 procedery:
● Wyścig bogactwa, garstka pozostałych kobiet wybierała najbogatszych mężczyzn.
Mężczyźni skupiali się tylko na pracowaniu I zarabianiu żeby posiadać bardzo
wymierne dowody miłości.
● Dla tych którzy nie byli aż tak przedsiębiorczy, otworzyła się tamtejsza wersja From
Russia with love, kupowanie żon z Wietnamu. Dosłowne kupowanie.
● Wreszcie najbardziej zdesperowani posuwali się do porwań kobiet które chcieli
poślubić. Liczba takich porwań znacząco wzrosła w ostatnich czasach.
Władza w Chinach w końcu zorientowała się że ten eksperyment socjalny na tak wielka skalę jednak się nie powiódł. Powoli wycofano się z projektu, teraz promuje się już model rodziny 2+2.

Chiny wymyśliły więc nowy model zaradzenia sobie z problemem. Tym razem poprzez cichą
ekspansję zagraniczną z wykorzystaniem potencjału ekonomicznego jakim dysponuje ten kraj.

Lotnisko w Sihanoukville, potencjalnie miejsce z największym potencjałem turystycznym w Kambodży z dziewiczymi plażami na wyspach. Już w samolocie podejrzewalismy że coś jest nie tak. Wszystkich białasów (sztuk 6) usadzono w wyjściach awaryjnych (więcej miejsca na nogi, ale trzeba przejść specjalne przeszkolenie jak otwierać drzwi awaryjne na wypadek awaryjnego lądowania). Poza tym sami Chińczycy. Gwar w samolocie jak na jarmarku.
Brakowało tylko podawania sobie kurczaków między rzędami. Po wylądowaniu, przy odbiorze bagażu, folklor przerósł wszelkie nasze dotychczasowe doświadczenia. Morze Chińczyków, zalało sale odbioru bagażu. Walka na łokcie o miejsce jak najbliżej pasa z bagażami. Krzyki I wrzaski jakby w Lidlu rzucili nowa kolekcję butów Blahnika. Ludzie poubierani w piżamy. Najpierw się z tego przedrzezialismy, potem musieliśmy się wycofać bo albo zostali byśmy stratowani wózeczkami albo ogłuchli od krzyków. Gdy wywalczyliśmy nasz bagaż dzielnie niczym karpia na święta, poszliśmy szukać transportu do miasta. W Kambodży socjalizm pełną gębą i wszędzie panuje zmowa cenowa.

Na lotnisku Taxi association, 20 dolla ride. Ale dziwnym trafem taksówkarze uczepili się nas
jak żul na plantach, mimo hord dzikich Chińczyków wylewających się z terminala. Wszyscy
skośni szli do autobusu. Stwierdziliśmy że to na pewno jakiś fake I musi być jakiś autobus do miasta. Kierowca jednak oznajmił że autobus jest Chinese only. Nie pozostało nic innego jak
wrócić potulnie do wzgardzonego taksówkarza.

Pan złotówa, opowiadał nam potem dlaczego masy Chińczyków to wcale nie taki złoty
interes. Przyjeżdżają w zorganizowanych (przez Chińczyków) wycieczkach, jeżdżą chińskimi busami, mieszkają w chińskich hotelach, jedzą w chińskich restauracjach, kupują w
chińskich sklepach. Lokalesi mają mało miejsca żeby wejść ze swoimi usługami.

Miasta pełne są chińskich napisów, przewodnicy uczą się chińskiego zamiast angielskiego
jako podstawowego języka. Przez w pompowanie chińskich pieniędzy w inwestycje w danym
kraju, kraj środka realizuje cichą strategie supremacji światowej bez wystrzelenia ani
jednego pocisku. Wujek Sam powoli odchodzi w niepamięć i musimy powoli przyzwyczajać
się do Wujka Mao (czy Xi).

Na pytanie co tam panie w polityce, odpowiedź jest taka że chińczyki jeszcze nigdy nie
trzymały się tak mocno.

A podróżowanie już nigdy nie będzie takie jak kiedyś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz