Obserwatorzy

niedziela, 21 marca 2021

20.03 Chamula i Zinachncan

Noc w autobusie nawet nie byla taka zła. Większość przespałem, choć niewygodnie. Prawie 12h...

W San Christobal de las Casas przywitalo mnie ok.18 stopni. Potem było tak:
Ale nic dziwnego, jestem znowu na 2200m n.p.m.

Cóż, po zameldowaniu się w hostelu, zjadłem sniadanio-lunch w chilijsliej knajpce tuż przy hostelu. 
Potem poszedłem łapać "colectivo" do Chamula. Słynie ona z kościoła, w kt którym od 50 lat nie ma mszy, tylko Indianie odprawiaja tam swoje rytualy.
 Podczas mojego pobytu tam zabito conajmniej 5 kurczaków przez ukrecenie szyi. Potem rodzinka piła lokalny samogon o nazwie "pox", popjajac cola, ktora jest uznawana za boski, oczysczajacy napoj. W kościele mnóstwo świec, na ziemi igliwie z jakiegoś drzewa. A po bokach figurki świętych. Tam też poznałem s sympatycznego Holendra, z którym pokrecilem się po miasteczku. Próbowaliśmy tegp pox oraz wypiłem kawę. 
On wracał rowerem do San Christobal, a ja wziąłem colectivo do pobliskiego miasteczka Zinacantan. 
Właściwie nic nadzwyczajnego tam nie było, jedynie pokolonialny kościół w centrum. W obu miasteczkach ludność ogólnie nie posługuje się hiszpańskim, tylko swoim lokalnym językiem.

Z racji takiego sp spontanicznego planu wyszły klasyczne komplikacje. Okazało się, że 18 godzina to późno już i colectivo do miasta już nie jeżdżą. Dowiedziałem się, że za colectivo tetaz robią zwykle taxi, ale muszą zebrać się 4 osoby. Czekam, czekam
.. i nikogonie ma. Temperatura spada, jest mi wyraźnie zimno.

W końcu złapałem małego tuk-tuka, który zawiózł mnie 4km dalej do głównej  drogi. Zrobiło się prawie ciemno, jeszcze zimniej, mżawka jakaś
... Godzina 19, czekam i próbuje złapać stopa. Nikt się nie zatrzymuje, żadnego też colectivo. W końcu, po jakichś 20min. zatrzymało się auto i jacyś ludzie mnie zabrali. Po raz kolejny wyszły duże braki językowe, bo ciężko było mi prowadzić inteligentna rozmowę:). Podrzucili mnie specjalnie blisko centrum, dałem im 20 peso (4zl) i zacząłem iść w stronę hostelu.

Było mi naprawdę zimno, skończyłem więc na kolację do jednej z restauracji. Niebawem dołączył do mnie holender.
 
Po powrocie do pokoju, wykąpałem się i poszedłem na imprezę-koncert larino.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz