Obserwatorzy

wtorek, 14 listopada 2023

13.11 Dzień w Hanoi

Poszliśmy na śniadanie na 8. W końcu było nieco bardziej europejsko, choć dalej dominowały azjatyckie potrawy. Potem zostawiliśmy spakowane tobołki w hotelowym lobby. O 9 zaczęło się nasze "free walking tour ". Dzień, po raz pierwszy od początku wyjazdu nas nie rozpieszczał pogodą, padało.

Zaczęliśmy od wietnamskiej kawiarni.

Gdybyście się czasem zastanwiali co powstanie z połączenia Francuzów i kurczaków to właśnie tutaj można znaleźć odpowiedź. Francuzi przywieźli ze sobą zwyczaj picia kawy. W Wietnamie jednak mało kto mógł sobie pozwolić na krowę, więc było ciężko z mlekiem. Kury za to miał każdy. Tak powstała egg coffe, czli jajkowa kawa. Do sztywno ubitego białka dodano kawę i wg. twórców było to podobne do cappuccino;). A teraz jest to napój znany tylko w tym kraju. Kawa kosztuje tu 4-8zł.
Do tej kawiarni można było było wejść prosto z chodnika, co jednak nie jest w Hanoi takie oczywiste. Zeby dotrzeć do wielu innych miejsc trzeba nieraz przejść bardzo wąskimi, dziwnymi korytarzami z ulicy, których nawet nie widać, albo są zastawione przez stragany.
Nastepnie przeszliśmy się wzdłuż jeziora Hoan Kiem Lake (Odzyskanego Miecza) i podeszliśmy pod świątynię Ngoc Son.
Widzieliśmy ulicę Ta Hien, wieczorem jest to centrum życia nocnego. Za dnia można podziwiać jednocześnie 2 różne style architektoniczne: po lewej inny i po prawej inny.

Odwiedzilismy swiątynię Đền Bà Kiệu.

Byliśmy na olbrzymim targowisku Dong Xuan (sprzedawano tu głównie materiały na ubrania).

Na koniec przeszlismy sie kawalkiem mostu kolejowo-motorkowego Long Bien.
Cały czas padał lekki deszcz. Schroniliśmy się w kawiarni, żeby pomyśleć, co dalej. 
Po wypiciu kawy i wydaniu wszystkich pieniędzy (wymieniliśmy tylko trochę na lotnisku po przylocie), poszlismy polować na dobry kantor. Tak, dobry kantor, ponieważ tu nie ma wywieszonych kursów walut, jak u nas. Tu trzeba w kazdym miejscu zapytać o kurs, ponegocjować(!), powiedzieć i pokazać, jakie konkretnie banknoty chcemy wymienić. Stare? Niższy  kurs. Niższy nominał? Niższy kurs. Przybrudzony czy naddarty? Niższy  kurs. Tak więc dostaliśmy 3 różne kursy dla banknotów 100, 50 oraz 20 dolarów. 

Staliśmy się więc milionerami (1 mln dongów to ok 170 zł). 

Następnym miejscem był Antient House, choć że starożytnością nie ma nic wspólnego. Powstał w XIXw. Jest to przykład, jak kiedyś mieszkały chińskie rodziny prowadzące biznes w mieście. 
Dalej, dotarliśmy do oryginalnej pagody Tran Quoc. Jest to najstarsza pagoda buddyjska w Hanoi. Znajduje się na małej wyspie na jeziorze Zachodnim. 
Wietnam, wbrew pewnym opiniom, nie jest buddyjski. Jest w dużej mierze ateistyczny, poniewaz podobnie jak w Polsce, komunizm próbował wyplenić religię. Niby komunizmu już nie ma, ale ustrój socjalistyczny już tak. 

To, co tu przetrwało, to różne religie, nazwijmy je, ludowe. Głównie wiarę w przodków. W domach mają ołtarze ku ich pamięci, palą dla nich pieniądze (fałszywe, wyprodukowane specjalnie w tym celu), żeby mieli na waciki w zaświatach, no i oczywiście, modlą się do nich. 
W świątyniach składają ofiary, wszystko się nadaje. Widzieliśmy na ołtarzach kurczaka z wetkniętą w niego różą, puszki piwa ułożone w wieżyczki, ciastka, herbaty w torebkach, różne owoce (jest owoc nazywany palcami Buddy - służy tylko jako ofiara, Wietnamczycy go nie jedzą). 
Ważną pagodą w historii Wietnamu jest One Pillar Pagoda, pagoda stojąca na jednym filarze. 
Została zbudowana w połowie XI wieku i miała kształtem przypominać kwiat lotosu, symbol czystości.
Pozachwycalibyśmy się dłużej pagodą i jej okolicami, mauzoleum i muzeum Ho Chi Minha, ale było bardzo zimno i prało żabami, więc postanowiliśmy wrócić do hotelu. Po prysznicu i kolacji kontynuowaliśmy zwiedzanie, tym razem w części francuskiej.

Zobaczyliśmy neogotycką katedrę Świętego Józefa i typową, postkolonialną zabudową. 
Udało nam się wejść na Train Street i teoretycznie byliśmy na czas, żeby zobaczyć przejazd pociągu między budynkami. 
Niestety pociąg nie był na czas i musieliśmy odpuścić, żeby zdążyć na autobus odbierający nas z hotelu.

Odbiór z hotelu był o 19:40, pomimo że godzina odjazdu na bilecie to 21:00. Później przez 1,5h jeździliśmy po mieście i zbieraliśmy ludzi. Po zapełnieniu busa wyjechaliśmy sporo poza Hanoi. Wysadzono nas ma poboczu autostrady i czekaliśmy prawie pół godziny, aż podjedzie nasz autobus. Żadnej toalety, smieci dookoła i każdy z bagażami pod pachą. Chaos i słaba organizacja... Z naszego pobocza odjechaliśmy ok.22.
Warunki do spania wewnątrz były super, ale i tak nie pospaliśmy. Droga była bardzo kręta i miotało nami jak szatan.

4 komentarze:

  1. Hej, udało się zalogować bo przecież nie może tylko Mama komentować bo jakby to wyglądało:) Tyś Syn Krakowa a nie Mamin Synuś:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo, to fajnie:) dzieki! Czekamy więc n komentarze dotyczące treści;)

      Usuń
  2. Brawo Diesel,super że się zalogowałeś :) A co do kawy wietnamskiej to mam podejrzenie, że to nie białko a raczej żółtko się tam znajduje. Jak się zółtko ubije z odrobiną cukru to powstaje taki prawie biały kogelmogel i on się łatwo miesza z kawą- piłam to kiedyś. utrzymuje się na wierzchu ale można połączyć. Zaś z białka ubitego chyba by się nie udało stworzyć takich pięknych wzorów bo jest sztywne po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Mamo za czujność. Faktycznie to żółtko, a nie białka dodaje sie do kawy:)

      Usuń