Obserwatorzy

wtorek, 7 listopada 2023

7.11 Jezioro Inle

Wakacje, więc mało spania znowu. O 5 pobudka, ponieważ jedziemy wcześnie na lotnisko. Przed wjazdem na teren lotniska mijamy zasieki wojskowe i dostajemy pytanie: dokąd lecimy? Jakby to kogokolwiek naprawdę interesowało... Lotnisko jest na poziomie! Nawet ta część z lotami krajowymi. Są az 34 bramki dla lotów krajowych. Ogólnie jest czysto, ladnie i przestronnie. 
Wszysko poszło dosyć sprawnie, z malym opóźnieniem wylatujemy. Po krotkim locie (1h 15min) lądujemy na małym lotnisku Heho. 
Stąd taksówką jedziemy do Nyaungshewe (ok.40min.). Kierowca zatrzymuje się dla nas przy 2 świątyniach, żebyśmy zrobili sobie zdjęcia.
Za wjazd do obszaru Inle zagraniczny turysta musi zapłacić ok. 35zl. Dla porównania, 1 nocleg tutaj, wraz ze śniadaniem, dla 2 osob kosztował niecałe 60zl. 
Na miejscu w hotelu okazało się, że nie będziemy mogli jechać nocnym autobusem do Mandalay. Mogą nim jechać tylko lokalni, bo jest zbyt niebezpiecznie. Szybka zmiana planów i decydujemy się dziś zobaczyć jezioro, a jutro rano wyruszyć w ośmiogodzinną podróż dalej. Bilety również załatwia nam pani z hotelu.

Właścicielka umawia nam błyskawicznie przewodnika i ruszamy na przystań. Po drodze kupujemy jeszcze kapelusze. Zwykle wycieczki zaczynają się o świcie, ale z racji tego, że mamy rano autobus będziemy oglądać jezioro aż do zachodu słońca.


Wsiadamy do łódki z dwoma krzesłami ustawionymi na środku niczym trony. Kamizelki ratunkowe na szczęście służą za oparcie, bo przy panującej temperaturze moglibyśmy nie wytrzymać z nimi na sobie.
Jezioro jest czyste, nie widzimy praktycznie żadnych śmieci. Woda jest spokojna, na jej powierzchni unoszą się wyspy roślinności. Największa wyspa jest jednak sztuczna. To tak zwany pływający ogród. Utworzone z wodorostów i bambusów ogrody to w rzeczywistości uprawy pomidorów.

 Wcześniej rosły tu też dynie i ogórki. Widzimy sporo osób, które wybierają wodorosty z wody żeby użyć ich do budowy upraw.

Po prawie godzinie dopływamy do końca jeziora do restauracji na palach.
Jemy lunch z widokiem na pagodę.
Później dopływamy do wioski na wodzie. Domy nie są ze sobą połączone, przy każdej jest łódka.

Widzimy codziennie życie mieszkańców. Ktoś się kąpie na pomoście, ktoś inny robi pranie.
Odwiedzamy manufakturę tkanin. Jedwab i bawełna jest sprowadzana, ale nici i materiał z lotosu wytwarzają sami. Bardzo długa i żmudna robota, dlatego pewnie szal z lotosu jest kilkukrotnie droższy od jedwabiu. 
Kobiety na utkanie jedwabnego lub bawełnianego materiału o długości 2 metrów potrzebują około 3 dni.
Dzienny (8h) zarobek pracownic to 7000 kyat (ok 10 PLN). 

Później odwiedziliśmy jeszcze kuźnię i jubilera.
Na końcu widzieliśmy kobiety z długimi szyjami z plemienia Kayen. Przybyły tu ze swoich ziem przy granicy z Tajlandią, ponieważ trwają tam walki armii z partyzantką. 
Weszliśmy do kilku pagód. Tak jak wszystkie inne budynki, one też są ustawione na palach na wodzie. Te pagody mieniące się złotem, wśród raczej ubogiej zabudowy, przypominają, że jeszcze sto lat temu Birma była najbogatszym krajem regionu.
Wracamy z powrotem w trakcie zachodu słońca. Udaje nam się zobaczyć jeszcze kilku rybaków z sieciami. Wiosłują używając nogi, balansując na końcu płytkiej i długiej łodzi. Według naszego przewodnika, który również zajmuje się połowem ryb jak akurat nie ma wycieczek, jest to trudna praca i wymaga wyprawy.
Po powrocie do hotelu pożyczamy rowery i próbujemy znaleźć miejsce do zjedzenia kolacji. Nigdy nie było tak trudno. Wszystkie restauracje, które mieliśmy zaznaczone na google maps zostały zlikwidowane. Nie spotykamy nic otwartego po drodze poza lokalnymi street foodami ze smażonym mięsem. Prawie wszystkie hotele są puste, lub prawie puste. W jednym z nich udaje nam się dowiedzieć, że niedaleko jest coś otwartego. 

Jemy w raczej obskurnym lokalu i wracamy rowerami do siebie.
Miasto sprawia przygnębiające wrażenie. Widać, że kiedyś tętniło życiem i było pełne turystów. Dziś bankrutuje hotel za hotelem, nawet na jeziorze widzieliśmy kilka opuszczonych budynków po restauracjach. Nasz przewodnik powiedział nam, że jesteśmy jego pierwszymi zagranicznymi klientami w tym roku.

Kładziemy się spać, jutro rano przeprawa do Mandalay.

1 komentarz: