Obserwatorzy

wtorek, 7 listopada 2023

6.11 Rangun

Dziś zwiedzanie byłej stolicy kraju, która jest najludniejszym miastem Mjanmar i liczy około 7 mln mieszkańców. Klimat jest tropikalny, obecnie panuje pora sucha i temperatury dochodzą do 35°C w dzień i 27°C w nocy.
Po śniadaniu pojechaliśmy prosto do Pagody Chauk Htat Gyi, gdzie zobaczyliśmy posąg leżącego Buddy. To największy tego typu posąg, mierzy 72 metry. Pagoda, w której się znajdował bardziej przypominała hangar niż cokolwiek innego.
Wychodząc zajrzeliśmy do klasztorów, gdzie na codzień mieszkają mnisi.
Klasztor brzmi godnie, ale w rzeczywistości były to bardzo skromne budynki, w których nawet nie było osobnych pokoi, ilość mebli była minimalna. Gdy opuszczaliśmy teren świątyni naszą uwagę przykuła ceremonia odbywając się w jednym z klasztorów. Przystanęliśmy na chwilę popatrzeć i zapytaliśmy jedengo z uczestników co to za wydarzenie. Zaprosił nas do środka, gdzie było już około 20-30 osób i kilku mnichów. Za chwilę pokazał nam zastawiony stół i powiedział żebyśmy przy nim usiedli.
Zaraz ktoś zrobił nam zdjęcie, nalał zupy i zachęcił do jedzenia. Tak, nie do końca wiedząc jak to się stało, wzięliśmy udział w czymś, co okazało się spotkaniem znajomych, rodziny i przyjaciół zmarłego przed tygodniem mężczyzny. W trakcie spotkania przekazywano pieniądze matce zmarłego w ramach wsparcia finansowego. Zrobiono sobie z nami jakąś niesamowitą ilość zdjęć, ewidentnie nie widuje się tutaj zbyt wielu turystów.

Później zwiedziliśmy jeszcze jedną pagodę i autobusem udaliśmy się do parku wokół jeziora Kandawgyi. To jedno z głównych miejsc wypoczynkowy w mieście.
Następna pagoda, którą odwiedziliśmy należy do najsłynniejszych w kraju. Pagoda Szwedagon mierzy prawie 100 metrów wysokości i zużyto na nią ponad 60 ton złota. Byliśmy tam wczesnym popołudniem i gdy słońce wyszło zza chmur blask odbijający się od pagody wręcz oślepiał.
Najciekawszy element był praktycznie niewidoczny. Na samym szczycie znajduje się kula z 4351 diamentami o wadze 1800 karatów. Największy ma 76 karatów. Poniżej mamy wiatrowskaz (2000 kamieni szlachetnych), który wspiera się na złotym parasolu (500 kilogramów złota, 83850 kamieni szlachetnych). W porównaniu do tego chrześcijańskie kościoły są faktycznie złote, a skromne.

Przy replice pagody (zrobionej w złocie, 11 kg) spotkaliśmy Rosjan. Wraz z ubranymi w mundury lokalsami wpisywali coś w księdze pamiątkowej, oczywiście dookoła nich była ochrona z karabinami. Podeszli do nas, chwilę porozmawialiśmy. Całkiem sympatyczni. Piotrek zapytał czy towarzyszą im birmańscy wojskowi. Usłyszeliśmy, że nie i to jest rząd i jak w Rosji można się pomylić. Szczerzy ludzie, pewnie dlatego zostali wysłani do Birmy.
Poza nimi na terenie pagody nie spotykamy żadnych innych białych ludzi, co jak na główną atrakcję turystyczną w kraju i początek wysokiego sezonu sporo mówi o kondycji tego kraju na arenie międzynarodowej. 

Widzimy za to wielu mnichów, tak jak wszędzie z resztą. Mnichem zostaje każdy chłopiec, na jak długo to już zależy od niego. Uczy się medytować, żyć w zgodzie z naukami Buddy i wyzbywać doczesnych potrzeb. Najwyraźniej nie doszli jeszcze do lekcji wyzbycia się doczesnej potrzeby zrobienia sobie zdjęcia z Piotrkiem, bo właśnie o to go poprosili (pozostaje jeszcze opcja, że Piotrek zwiódł ich na pokuszenie).
Ja (B) jestem tutaj kotem Schroedinger. Z jednej strony wszyscy sie na mnie i Piotrka gapią. Żadne tam subtelne spojrzenia spod zasłony rzęs, stoją i patrzą jakbyśmy byli karpiami na wyprzedaży w Lidlu 23 grudnia. Z drugiej strony nikt nie zwraca się bezpośrednio do mnie, wszyscy rozmawiają z Piotrkiem (czasem wręcz ignorują mnie do tego stopnia, że mimo iż stoję obok, zapraszają go na pokazy tańca wertykalnego z progresywnie malejącą ilością odzieży na tancerkach). Nie mając wyboru moja komunikacja ze światem odbywa się tylko przez niego. Gdybym miała wybór też bym się komunikowała przez Piotrka, więc ta sytuacja to win win. 

Po zwiedzeniu najwazniejszej atrakcji w Yangon, a właściwie też w kraju, trochę zaczęły się nam kończyć pomysły, co dalej. Znalazłem opuszczony park rozrywki na mapie. Poszliśmy więc. Jednak po zapytaniu 4 osób, w tym młodych chłopaków, nikt nie wskazał wejscia. Albo jest faktycznie zagrodzone teraz, albo oni nie ogarniają, że ktoś może chcieć oglądać nieczynny i opuszczony park rozrywki.

Zamawiamy graba i jedziemy na stację kolejową na wschodzie miasta.
Jedną z tutejszych atrakcji jest przejazd pociagiem na linii dookoła miasta (albo jej części). Okazało się, że pociągów w stronę miasta już dziś nie będzie. Kupilismy więc bilet w przeciwną stronę, 1 przystanek. Bilet kosztował jakieś 0,5zł. Ciekawie było obserwować życie na peronie. Brak jakichkolwiek ławek, więc ludzie gromadnie siedzieli na... swoich tyłkach na betonie. Kilka przenośnych punktow handlowych: tu jakieś smazone szaszłyki, tam czipsy, ktoś inny napoje.
Pociąg nadjechał, wszystkie drzwi otwarte podczas jazdy. Wsiadamy i jedziemy ok 5-10min. Po drodze fantastycznie widać zwykłe, podmiejskie życie, w sumie bardziej już wiejskie. Dzieciaki pływające w brunatnej rzece, jakies suszenie czy sprzedawanie rzeczy na torach, biedne zabudowania i wszedzie śmieci...

Po dojechaniu na stację, zamawiamy grabs i jedziemy do centrum do baru na dachu obserwować zachód słońca. Zdążyliśmy na ostatni moment! Z 15 piętra mieliśmy super widok!
Chcieliśmy złapać autobus do Chinatown, ale okazało sie to dość niewygodne. Duzy chaos i scisk na przystanku. Jedziemy wiec ponownie taxi. Wymieniamy walutę i idziemy coś zejść. Skończyło się na mango lasi w hinduskiej restauracji, bo nie mieli już nic wegetarianskiego... dziwne. Po drodze zajrzeliśmy do świątyni hinduskiej. 

Na koniec idziemy chyba do najwyzej położonego baru w mieście, na 20 piętrze, na drinka.
Ciekawostka: w Birmie przesunięcie czasu wynosi 6,5h względem czasu polskiego. Ta "połówka" jest bardzo nietypowa, nie kojarzę innego takiego kraju.

Ciekawostka 2: w internecie pisze, że za 100usd dostanie się 209k kyatów. Po przylocie do Birmy musieliśmy wymienić troche na lotnisku, aby mieć na taxi. Dostaliśmy 250k, co nas zdziwiło. Tego samegk dnia, w centrum wymieniliśmy więcej - mogliśmy dostać 320k (!!!), ale banknot był minimalnie naddarty, więc kurs jest niższy. Dostalismy 300k finalnie. Znalazłem info, że inflacja wynosi tu ok 30%. Ale pewnie ciężko powiedzieć w tak niestabilnej sytuacji politycznej. Jest tu więc bardzo tanio z naszej perspektywy. Drink loszuje 8-15zł. Posiłek wlasciwie w podobnej cenie. Kawa na lotnisku 10zl. Przejazdy taxi od 4zl po miescie do 30zl na lotnisko. Jesteśmy tu Królami Życia;).

1 komentarz:

  1. Pozdrawiam Królów Życia :) również od Taty, który codziennie rano czyta wieści od Was, tylko nie może komentowac ;)

    OdpowiedzUsuń