Obserwatorzy

piątek, 3 listopada 2023

2.11 Singapur

Noc w wieloosobowym pokoju przebiegla spokojnie i udało sie w miarę wyspać. Dzień zaczęliśmy od przepakowania plecaków, juz z mysla o Brunei, do ktorego lecimy tylko z bagazem podręcznym.
Potem bylo hostelowe sniadanie w kawiarni na samym dole: dostaliśmy po 2 tosty i kawę. Smacznie, ale mało.

Pierwsza poważna misja na dzien dobry to wymiana pieniedzy. Tu niby cywilizacja, ale za platnosci kartą czesto są dodatkowe opłaty. W drodze powrotnej wstapilsimy do swiatyni hinduistycznej Mariamman. Calkiem okazała i dobrze utrzymana. Akurat trwały jakieś obrzędy. 
Po oplacemiu hostelu (gotówką) ruszamy na miasto. Zaczynamy od naszej dzielnicy, czyli Chinatown. Doslownie 100m od naszej kwatery znajduje sie Swiatynia Reliktu Zęba Buddy. Nie doczytałem, o co chodzi, ale sam budynek byl naprawdę okazały zewnatrz i ciekawy w środku. Tu rowniez trafilismy na obrzędy.
Potem jeszcze jedna swiatynia, aby przeglądać wachlarz roznorodnosci etnicznej w tym malym kraju: synkretyczna swiatynia konfucjonistyczno-taoistyczno-buddyjska. Tak, powiedziano mi, ze są tu obrzędy roznych religii. Można? Można. 

Nastepnie doszlismy do Boat Quay (Nabrzeże Łódek). Kiedyś cumowaly tu łodzie, teraz jest to popularne miejce z barami i restauracjami nad wodą.

Przeszliśmy przez rzekę i przespacerowalismy się Clark Quey. To z kolei bylo bardzo kolorowe.
Stąd weszlismy na wzgórze Fort Canning Park i zeszlismy z drugiej strony, skąd pojechaliśmy 3 przystanki autobusem, pod ulice Emerald Hill.
Na ulicy tej znajdują się chyba najstarsze domy w Singapurze, jeszcze z czasów kolonialnych. Przeszlismy się w tą i z powrotem i metrem pojechalismy do Little India, czyli hinduskiej dzielnicy. 

Teraz mała dygresja. Kim jest Singapurczyk? 70% populacji to... etniczni Chińczycy, 20% - Malajowie, 10% - Hindusi.

Dygresja nr 2. W Singapurze jest bardzo sprawna i dość gęsta sieć metra, zwanego tu MRT. Szybko polubilismy tą formę przemieszczania się. Pociagi jeżdżą bardzo często, nigdy nie czekalismy dłużej niż 3min. Poza tym nie musieliśmy kupować żadnej karty, biletu, etc. Przykładało się kartę płatniczą do czytnika na bramkach wejsciowych i odbijało ponownie na wyjściowych. Pobierana była opłata w zależności od przebytej długości trasy. Maksymalnie zaplacilismy 2 dolary singapurskie za przejazd z lotniska do centrum, czyli 6zł. Tak więc tani transport publiczny jest powszechnie używany przez wszystkich, dlatego ulice Singapuru są niezbyt zatłoczone i naprawdę ciche, porównując do wszystkich innych azjatyckich miast.

Dygresja nr 3. Czy w Singapurze jest drogo? To zależy. Alkohol jest drogi. Jedzenie, zależy gdzie. Wczoraj, w podrzednej knajpie w Chinatown zapłaciliśmy za 2 osoby 150zł za wlasciwie nic specjalnego. Ale w Little India, za jedzenie - nazwijmy to - uliczne, placilismy 3zł za sztukę calkiem sporego kąska, a za mango lassi 11zł (sporo taniej niż w Polsce). Transport jest tani. Noclegi są drogie: bardzo sredni hostel kosztowal ok. 190zl za lozko z mini śniadaniem. Niektóre atrakcje są drogie, jak zwiedzanie sztucznego lasu pod zadaszeniem: 150zl za osobę. 

Po Emerald Hill przejechaliśmy do dzielnicy Little India. Zaczęliśmy od jedzenia. Postanowiliśmy zaryzykować i wzięliśmy na spróbowanie kilka trudnych do zidentyfikowania rzeczy, smażonego banana i mango lassi. Zapłaciliśmy za wszystko 11$ czyli około 33 złotych. Tanio i smacznie. Za to nieszczególnie czysto. Pierwszy raz odkąd jesteśmy w Singapurze widzieliśmy śmieci na trawnikach, ludzie trzymali nagie stopy na stołach i wszędzie było pełno gołębi. 
Szliśmy główną drogą dzielnicy, przy której znajdowały się trzy świątynie hinduistyczne. Wszystkie bardzo kolorowe i podobne do siebie.

Zwiedzanie w upale zaczęło dawać się we znaki. Bliskość równika sprawiała, że przez cały dzień było bardzo gorąco i wilgotno. Zdecydowaliśmy się na zwiedzanie jednej z głównych atrakcji turystycznych w kraju: Gardens by the Bay. Kupiliśmy bilety do Cloud Forrest i Flower Dome (S$53). 

Oba to ogromne szklarnie z tropikalną roślinnością. W pierwszym odtworzono warunki panujące w wilgotnych lasach, ponadto znajduje się tu ogromny wodospad, wokół którego zagospodarowano przestrzeń.
Drugi, Flower Dome, to największa szklarnia na świecie. Widzieliśmy ogromne baobaby i palmy oraz czasową wystawę chryzantem z Mongolii. 
Na mnie(Basia) oba te miejsca zrobiły duże wrażenie. Nie do przecenienia był również fakt, że pomieszczenia były klimatyzowane, więc nie padliśmy ze zmęczenia, gdy juz skończyliśmy zwiedzać i trzeba było szykować się do dalszej podróży.

Kolejny etap to był organizacyjny majstersztyk Piotrka. Z hostelu około 18 pojechaliśmy metrem na dworzec autobusowy. Złapaliśmy autobus linii CW2 do granicy z Malezją. Sprint do odprawy paszportowej po stronie Singapuru. Później znowu niemalże bueg do autobusu, który zawiózł nas do odprawy po stronie malezyjskiej. Przeszliśmy przez odprawę paszportową, po czym wsiedliśmy do autobusu do Larkin Sentral, chyba głównego dworca autobusowego w Jahor Bahru. Tu już można powiedzieć, że było z górki. O 22:15 mieliśmy autobus na lotnisko w Kuala Lumpur. Najpierw trzeba było wymienic rezerwacje internetową na prawilny bilet. Oplata 4zl, w gotowce, ktorej oczywiescie nie mielismy. Szybka wymiana w kantorze po zlodziejskim kursie, znowu stanie w kolejce do okienka, ale sie udalo. Jeszce zdazylismy zjesc kolacje w bardzo lokalnej restauracji.
Jechaliśmy ok. 5 godzin po drogach tak nierównych, że nie było mowy o dłużej chwili snu. Przynajmniej dojechaliśmy punktualnie. Odprawiliśmy się na lot do Brunei(o czym zapomnieliśmy zupelnie wczesniej!), oddaliśmy główny bagaż do przechowalni na 3 dni. Zdążyliśmy nawet zjeść śniadanie i o 6:30 wylecieliśmy do Bandaw Seri Begawan - stolicy Brunei.

2 komentarze:

  1. Basia, pięknie wyglądasz w krótszych włosach! Bawcie się dobrze Kochani 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, tyle ciekawych atrakcji już na samym początku podróży :) Pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń