Obserwatorzy

środa, 22 listopada 2023

21.11 Zwiedzamy Hue

Noc w pociągu była całkiem wygodna. Czasem szarpnęło, czasem zastukało, ale poza tym spaliśmy spokojnie. Nie mają tu europejskich standardów kolejowych, jeśli chodzi o proste tory i dobrze amortyzowane wagony.
Nikt nie sprawdzał biletów. Jedynie przed wejściem na peron pokazywaliśmy bilet, ale tylko po to żeby kontrolerzy z dworca wiedzieli, gdzie nas pokierować. Sam standard przedziału sypialnego również był w porządku. Były cztery kuszetki w przedziale, na każdej czysta poduszka i prześcieradło do przykrycia.
Podróżowalismy z dwoma Niemcami, oni poszli spać praktycznie od razu.
Dojechaliśmy do Hue prawie punktualnie o 9:40. Przebyliśmy 500km w niecałe 12h.
Na dworcu osaczył nas grupa taksówkarzy, którzy proponowali prawie dwa razy wyższe ceny, niż Grab. Po targowaniach udało nam się dojechać w rozsądnej cenie do wypożyczalni motorów. Zostawiliśmy tam swój bagaż (taki sprytny plan!) i ruszyliśmy ku śniadaniu. Początkowo chciano żebyśmy zostawili 400€ pod zastaw, ale jeszcze przed odjazdem nam je zwrócono. Może dlatego, że Piotrek chciał potwierdzenie na piśmie, może dlatego, że w Wietnamie to ekwiwalent średniej pensji i nie chcieli mieć aż tyle pieniędzy pod swoją opieką. Ciężko orzec. A w ogóle to początkowo chcieli paszport w zastaw, na co się nie zgodziliśmy.


Śniadanie było dobre, choć znowu wybraliśmy miejsce, do którego niełatwo było dotrzeć.
W Hue od początku nie planowaliśmy być dłużej, niż kilka godzin. Postanowiliśmy sprawdzić autobusy odjeżdżające do Hoi An, żeby wiedzieć, ile czasu mogliśmy poświęcić na zwiedzanie. Okazało się, że w miejscach, skąd miały odjeżdżać autobusy, nikt o nich nie słyszał. Tylko w jednym miejscu ktoś potwierdził, będzie autobus o 16. Uznaliśmy, że spróbujemy poszukać później. Dochodziło już prawie południe, czas trochę pozwiedzać.

Hue słynie z tego, że było stolicą państwa od ok 1802r. Po zdobyciu władzy przez Nguyễn Anh, koronował się on cesarzem Wietnamu i przeniósł stolicę z Hanoi. Przez ponad 150 lat miasto rozkwitało. Nad brzegiem rzeki Perfumowej wybudowano cytadelę, Purpurowe Miasto dla cesarza i jego rodziny, liczne świątynie i mazuloea. Niestety walki między południem i północą z 1968r doprowadziły do prawie całkowitego zniszczenia miasta.
Dziś mogliśmy zobaczyć tylko kilka dawnych budynków zachowanych w oryginalnym stanie. Prowadzono sporo prac rekonstrukcyjnych. Jednak zdecydowanie jest to miejsce dla entuzjastów historii.
Później pojechaliśmy do pagody Thien Mu z XVII wieku.
Następnie postanowiliśmy, trochę mniej konwencjonalnie, zobaczyć opuszczony park wodny kilka kilometrów od Hue. Park był otwarty w latach 2004-2007. Czyli niezbyt długo. Sprawia wrażenie starszego. Trochę budzi skojarzenia z opuszczonym Parkiem Jurajskim (zwłaszcza amfiteatr z widokiem na basen). Główną atrakcją jest smok na wodzie, do paszczy którego można wejść i zobaczyć okolicę z góry.
Trochę dalej w lesie znaleźliśmy baseny i zjeżdżalnie. Wszystko powoli pożera dżungla. Naszym zdaniem byla to najbardziej interesująca atrakcja dzisiaj. 
Wróciliśmy hałaśliwymi i zatłoczonymi ulicami do centrum. Niedaleko restauracji, w której jedliśmy kolację mial być przystanek dla autobusów odjeżdżających do Hoi An.

Piotrek poszedł zorientować się, czy uda nam się coś jeszcze złapać. Niestety nic nie jechało... w międzyczasie jednak kilku Wietnamczyków podchodziło, zagadywało, czy nie podwieźć, a może riksza, etc. I zostawali z informacją, że szukamy autobusu do Hoi An. I system Matrixa zadziałał. Podszedl ktoś, kto mówi, że jest autobus do Hoi An. 2-3 telefony i umówione. Mielimy dokończyć kolację, pojechać oddać skuter i wsiadać w busa ok 18:30.

Tak też się stało, choć nasz nowy "przyjaciel" wprost zaczął powtarzać mantrę, że mówi super po angielsku (nie mówił super), że nam pomógł w potrzebie i jest w ogóle taki uczynny i że należy się napiwek. Potem zaczął nawet podawać kwoty: 35-50zł, co stanowiło 30-40% ceny biletu! Oczywiście nie dostał aż tyle. Chcieliśmy dać 9zł, ostatecznie dostał 2x więcej. Podjechał 9-osobowy bus i wyruszyliśmy.

Początkowo była walka o fotele. Byliśmy pierwszymi pasażerami, ale kierowca kazał (na migi) nam siadać na najgorszych (nierozkładanych) fotelach z tyłu. Ponoć wykupiliśmy miejsca siedzące-tańsze...

Po małym krążeniu po mieście, pojechaliśmy dalej sprawnie. W Da Nang zatrzymaliśmy się i kierowca kazał tylko nam wysiadać i przesiąść się do innego auta.

W końcu, po niecałych 3h, dotarliśmy do naszego najbardziej luksusowego lokum na tym wyjeździe. Zabawimy tu aż 4 noce.
Podsumowując, Hue było pierwszym miejscem, które spokojnie moglibyśmy pominąć w tej wycieczce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz