Obserwatorzy

piątek, 10 listopada 2023

9.11 Zwiedzamy Mandalay i okolicę

Zjedliśmy naprawdę porządne śniadanie w hotelu i o 8:30 spotkaliśmy się z naszym kierowcą.
Wczoraj przywoził nas z dworca autobusowego do hotelu i zaproponował, że zrobi nam całodniową wycieczkę objazdową po mieście.

Rano jeszcze dogadujemy szczegóły trasy. Udaje nam się wcisnąć wszystkie najważniejsze atrakcje, choć plan jest napięty, jak budżet Polski na przyszły rok.

Zaczynamy od pałacu królewskiego, który w całości jest rekonstrukcją. Tak jak wiele zabytków tutaj, nie przetrwał okupacji brytyjskiej i drugiej wojny światowej. Oczywiście żeby wejść trzeba zarejestrować się u wojskowych i zostawić jeden paszport. Później wypożyczamy rowery i dojeżdżamy do bramy. Jeszcze raz rejestrujemy się u strażnika (wojskowego) i wchodzimy.
Całość sprawia wrażenie raczej zapuszczonego, poza nami w tym wielkim kompleksie jest tylko jedna para.

Można było wejść na wieżę obserwacyjną ze schodami na zewnątrz.
Wracamy rowerami (w moim nie było dzwonka, hamulec nie działał, przerzutek też nie było). Przed bramą grupka dzieci szykowała się do sesji zdjeciowej. Nie wiemy, o co chodziło, ale wojskowy zrobił nam z nimi zdjęcie.
Odbieramy paszport i zwiedzamy po kolei najważniejsze pagody: Pagoda Kuthodaw i Sandamuni. 
Pierwsza z nich nazywana jest największą książką na świecie, że względu na tablice ze świętymi tekstami znajdującymi się w licznych stupach dookoła pagody.
Docieramy następnie na wzgórze Mandalay. 
Oczywiście po drodze mijamy kilka stanowisk policyjnych. Widok ze wzgórza jest raczej rozczarowujący. Miasto ukryte jest za smogiem. Teraz przynajmniej wiemy, dlaczego tak gorąco polecano nam oglądanie wschodu słońca z tego wzgórza. To pewnie jedyny moment, kiedy coś widać.
Następnie zwiedzamy jeszcze klasztor Shwenandaw, kiedyś stanowił część królewskiego kompleksu pałacowego w Amayabuyi. Został rozebrany i przeniesiony do Mandalay w XIX wieku. Wykonany z drewna tekowego stanowi jeden z niewielu zabytków, które przetrwały niezmienione i dziś można zobaczyć, jak wyglądały oryginalne  rzeźbienia w stylu birmańskim.
Kierujemy się teraz na południe do Inwa. 
Przy okazji zahaczamy o Pagodę Mahamuni. 
Jest to druga najważniejsza świątynia w kraju, według wierzeń w statui z brązu przebywa żywy Budda. Dlatego żeby okazać mu szacunek mężczyźni (kobiety nie mają wstępu do tej części świątyni) przyklejają do niej płatki złota. 
Przytyło się Buddzie z tego powodu o jakieś 15 centymetrów w ciągu wieku.

Podróż  tutejszym odpowiednikiem tuk-tuka nie należy do najwygodniejszych. Przedzieramy się przez hałaśliwe ulice, pełne pyłu, woni śmieci i spalin. 

Po bardzo wyboistej drodze docieramy do Inwa, byłej stolicy kraju z XIV wieku. Tutaj przesiadamy się na dwukółkę ciągniętą przez konia.

 Okazało się, że drogi prowadzące do Inwa, to nic w porównaniu do dróg w samym Inwa. Nawet kura nie dałaby rady utrzymać głowy w jednym miejscu. Odwiedzany klasztor Bagaya.
 Potem pagodę Yadana-Semi.
Nastepnie podjechalismy pod... basen księżniczki oraz przewracającą się wieżę obserwacyjna.

Przy okazji, przejażdżajac przez wsie, możemy zobaczyć jak wygląda prawdziwe życie ludzi. 
Przed opuszczeniem Inwa zaglądamy do najbardziej okazałej budowli: klasztor Maha Aungmye Bonzan.

Wracamy w kierunku Mandalay. Przed slynnym mostem zatrzymujemy sie w klasztorze Kyaw Aung San Htarr z duzymi posagami buddy siedzacego i leżącego.
Nieopodal byl duzy kompleks, gdzie mieszkali, uczyli sie i modlili mnisi. Jak przechodzilismy, byla pora sprzątania i mnisi wszędzie dookoła machali miotłami. Słychać też było głośne modlitwy.

Ostatni punkt podróży to most U Bein.
Powstał  w połowie XIX wieku z rozbiórki pałacu królewskiego w Inwa, gdy przeniesiono stolicę do Amarapury po trzęsieniu ziemi. Jest to najstarszy i najdłuższy (1.2 km) most z drewna tekowego na świecie. Przechadzamy się nim o zachodzie słońca, w dole po jeziorze pływają łódki, rybacy sprawdzają sieci, mijamy  mnichów, można powiedzieć że sielanka. 


W rzeczywistości jezioro i okolica mostu są strasznie zaśmiecone.
Widzieliśmy zresztą jak ludzie idący po moście wyrzucają śmieci wprost do wody. Poza tym czuć smog, jest sporo osób nagabujacych, żeby kupić ich towar, są też żebrające dzieci.

Po zachodzie słońca wracamy do Mandalay. Żegnamy się z naszym kierowcą, jemy kolację w indyjskiej restauracji i wracamy do hotelu. Jutro kolejny dzień w drodze, czeka nas Bagan.

1 komentarz:

  1. Piękne zdjęcia :) uważajcie na siebie i cieszcie się podróżą

    OdpowiedzUsuń