Obserwatorzy

środa, 14 września 2022

12.09 Tęczowe Góry

Wstajemy zgodnie z planem o 4. Bus po nas miał być o 4:20, ale pojawił się dopiero ok.4:45. Ale czas nie jest tu największym problemem. Poczucie temperatury nim jest!

Na zewnątrz jakieś 7st.C Wyobrażasz sobie, że zaraz wejdziesz do zagrzanego busika i pójdziesz słodko spać. Nic bardziej mylnego. Wchodzimy, zreo nawiewu, okna otwarte. Może w środku było kilka stopni więcej, niż na zewnątrz. Poubierani na maksa jechaliśmy kolejne 2h. Wracając, z kolei było odwrotnie. Na zewnątrz gorąco, ale oprócz lekko uchylonych szyb z przodu, kierowca ani myślał włączyć klimatyzację. Podobie jest tu w domach i knajpach. Pomimo, że codziennie temperatury spadają do 5-10st. nikt nie zakłada ogrzewania, a w oknach są bylejakie, pojedyncze szyby. Na pytanie, czy jest u was ciepło w pokoju, usłyszałem: tak tak, dajemy gruby koc, nie ma problemu. Dziwny kraj...

Ale wróćmy do wycieczki. Ok. 7 rano dojechaliśmy do małej wioski Cusipata(ok.3500m n.p.m.), gdzie mieliśmy zapewnione śniadanie w cenie. Skromne, ale było. Teraz została 1h wspinania się busem po wyboistej, kamienistej i bardzo stromej drodze. Wytrzeslo nas okrutnie. Dojechaliśmy na parking na wysokości ponad 4600m n.p.m.
Teraz czeka nas 4km marszu i 400m przewyższenia. Zaczęło się normalnie, szliśmy w miarę po płaskim, choć trudniej się oddychało. Szliśmy spokojnym tempem. Najtrudniejszy odcinek był na koniec, gdzie było najbardziej strome podejście. Szliśmy w tempie żółwia, a mieliśmy i tak zadyszkę. Serce pompowało jak szalone, a tchu brakowało. Momentami co kilka metrów musieliśmy zatrzymywać się i uspokoić nieco oddech. W końcu się udało! 5036m n.p.m.! 
Kolory na tych szczytach wyłoniły się raptem 30 lat temu na skutek stopnienia lodowca. Pochodzą z utlenienia się różnych minerałów.

Dookoła nas widać ośnieżone szczyty i lodowce.
Droga w dół była już bez większych trudności. Jedynie ogólne zmęczenie i niewyspanie dawało się we znaki. Zajechaliśmy autobusem ponownie do naszej jadłodajni, choć ta godzina jazdy była dość ciężka. Gorąco, trzęsie na boki, nie da się drzemać...

Z przyjemnością zjedliśmy obiad i napilismy się herbaty... z liści koki.
Po powrocie do Cuzco (16:30) wykąpaliśmy się z kurzu i potu i poszliśmy spać na 2h. I tak nie mieliśmy już czystych ubrań, więc to była najlepsza opcja.

O 19 nasz przesympatyczna pani gospodarz przyniosła nasze pranie, które zamówiliśmy dzień wcześniej.

Zebraliśmy się i poszliśmy jedynie zjeść kolację i znowu spać. Jutro szykuje się spokojniejszy dzień w Cuzco.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz