Dziś było dla odmiany bardzo ciepło bo aż 25°C, az ciężko uwierzyć że panuje tu kalendarzowe zima.
O 10:15 rozpoczęliśmy wędrówkę z naszym przewodnikiem Elvisem. Poprowadził nas wąskimi uliczkami przez Cuzco i przez historię
Podbój konkwistadorów zakończył trwającą 4500 lat kulturę andyjską. Dowody na istnienie osadnictwa w Cuzco sięgają 3000 lat p.n.e. Oczywiście miasto największy rozkwit osiągnęło w czasach Inków i za ich czasów powstały największe i najbardziej spektakularne budowle okresu prekolubijskiego.
Nasz przewodnik, jak wiele osób z okręgu Cuzco znał język Inków- Quechua. Język ten przetrwał bo najeźdźcy wcale nie narzucali nauki swojego języka. Uważali podbity lud za darmową siłę roboczą. Zwłaszcza, że niewolnicy z Afryki nie przetrwali w ciężkich, andyjskich warunkach. Praca była bardzo wyczerpująca, nawet dla przyzwyczajony do trudów miejscowych. Wybuchły mniejsze i większe rebelie. Ostatnie wielkie powstanie wzniecone przez Tupaca Amaru (tłumacząc z Quechua: Mądrego Węża) zakończyło się krwawą rzezią w 1781r. Poza samym przywódcą, którego rozszarpano końmi na Plaza de Armas, życie straciło jeszcze 500 tysięcy osób. W tym każdy, kto był z nim spokrewniony. Zakończyło to tym samym istnienie królewskiej lini Inków (Tupac Amaru był uznawany za potomka rodziny królewskiej). Peru ogłosiło swoją niepodległość w 1821 roku, ale, jak to trafnie podsumował Elvis- ogłaszać sobie można różne rzeczy. Prawdziwa niepodległość przyszła po wygranej z Hiszpanami w 1829 roku. Konsytyucja, która obowiązuje od 1993 roku wprowadziła obowiązek edukacji. W latach 90 poniżej progu ubóstwa żyło ok 70% społeczeństwa, obecnie ok 20%. Wiele się zmieniło na lepsze, ale korupcja rządu uniemożliwia prawdziwy rozwój państwa. Jak powiedział nasz przewodnik pensja minimalna wynosi 350$, średnia ok 1200$. Większość szkół jest prywatna. Należą one oczywiście do polityków, którym z oczywistych względów nie zależy na wprowadzeniu publicznego szkolnictwa. Opieka zdrowotna również jest w większości prywatna. Publiczna ochrona zdrowia zajmuje się tylko najprostszymi przypadkami. Koszty? Miesięczne czesne w najtańszej szkole podstawowej to wydatek ok 100$, zwykle przeciętnie to jednak bliżej 500$. Prywatną opoeka zdrowotna to około 90$ na osobę. Wielu Peruwiańczyków zadaje sobie pytanie dokąd idą ich podatki. Panuje przekonanie, że w dużej mierze środki publiczne są zjadane przez korupcję. Widzieliśmy kolejny szpaler policji niedaleko targowiska.
Wracając do zwiedzania- zaczęliśmy od kościoła Wniebowstąpienia Matki Boskiej. Matka Boska jest otaczana szczególną czcią w Peru. Widzą w niej Pachamamę- Matkę Ziemię. Kościół był w dużej mierze zniszczony przez trzęsienia ziemi i obecnie to co widzimy to w dużej części rekonstrukcja.
Po drodze widzieliśmy domy sławnych peruwianskoch pisarzy.
Następnie przeszliśmy na targowisko. Było tam wszystko- pamiątki, owoce, kwiaty, słodycze, jedzenie,soki. Możnaby tam spędzić godzinę i nie zobaczyć wszystkich stanowisk.
Przeszliśmy na Plaza de Armas, gdzie poznaliśmy historię znajdującej się tam Katedry i kościoła Jezuitów.
Później odwiedziliśmy sanktuarium lam i alpak. Ludzie tam pracujący szkolą zwierzęta np do terapii (lamoterapia!), żeby pokazać, że moja być czymś więcej niż źródłem wełny i mięsa. Można też było zrobić sobie zdjęcie z całusem od zwierzaka.
Później zobaczyliśmy to, co pozostało z pałacu 9 Sapa Inki- Pachacuteca. Pierwotnie mury otaczające wewnętrzny kompleks miały wymiary 100x100 metrów podstawy i 8 metrów wysokości. Przetrwaly wszystkie trzęsienia ziemi, zniszczyli je dopiero Hiszpanie w poszukiwaniu złota. Cześć murów zachowała się do dziś, w tym dwunastokątny kamień, który według legendy podtrzymywał całą konstrukcję.
Zobaczyliśmy jeszcze dom arystokracji z czasów kolonialnych i na tym zakończyła się nasza wycieczka.
We własnym zakresie zwiedziliśmy muzeum regionalne, później zjedliśmy i musieliśmy się zbierać na lotnisko.
Przylecieliśmy do Arequipy o 20. Pojechaliśmy na dworzec autobusowy, ale niestety nie udało nam się kupić biletu do Colca Canionu bo okienka były zamknięte. Autobusy odjeżdżały albo o 3:30 alno o 4 nad ranem. Inne godziny nie wchodziły w grę bo byśmy nie zdążyli z trekkingiem przed zachodem słońca. Postanowiliśmy przyjechać następnego dnia na 3:20 na dworzec i spróbować szczęścia. Z perspektywą spania niecałych 4 godzin położyliśmy się spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz