Śniadanie o 7 i 7:30 ruszamy dalej na południe. Pierwszy stop przy pustyni Salwadora Dali.
Nastpenie białe i zielone jeziorko.
Odstawiliśmy 2 współpasażerów na granicę Boliwisko-Chilijska i dopiero teraz zaczynamy wracać na północ.
Po przydługawym postoju niby na WC ( tak naprawdę śniadanie kierowcy), jechaliśmy dalej. Droga się dłuży, dookoła znane krajobrazy, sucho, pył pustyni, monotonnie.
Około 12:30 zatrzymaliśmy się w wiosce na obiad. Coś poszło chyba nie tak i nie byli przygotowani na 3/4 wegetarian. Dostaliśmy po jajku sadzonym (+ryż, surówka, awokado).
Kolejny postój był w ciekawym i malowniczym wąwozie z jeziorem.
Ostatni przystanek był w San Cristobal. Totalnie bez sensu. Jest tu kamienny kościółek, ale był zamknięty na 4 spusty. Niegdyś była to ważna miejscowość górnicza.
Do Uyuni wróciliśmy jakoś o 17:15. Odebraliśmy duży plecak z biura, pojechaliśmy na dworzec autobusowy kupić bilet do Potosí i poszliśmy zjeść.
Po 19 wyjeżdżamy. 4h jazdy. Po 23 jesteśmy w hostelu w Potosí. 4000m n.p.m., dalej zimno, ale przynajmniej ciepły prysznic jest:).
Podsumowanie 3 dniowej wycieczki z Uyuni:
1.nie rozumiemy zachwytu w internecie nad tą "klasyczną" opcją 3-dniową. Najciekawsza jest oczywiście solna pustynia, którą zobaczyliśmy w pierwszy dzień.
2. Wymarzlismy okrutnie. Nie rozumiemy, dlaczego ludzie tutaj nie potrafią ogrzewać domów. To co widzieliśmy w 2 i 3 dniu nie było warte tego zimna.
3. Dzień 3 był praktycznie jednym, długim powrotem po pustyni i wybojach. Nic przyjemnego, szkoda naszego czasu i energii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz