Potem Basia została z bagażami, a Piotrek poszedł biegać po miasteczku od biura do biura, sprawdzając rekomendowane i dobrze oceniane. Po zebraniu ok. 6 opcji, omówiliśmy je razem. Plus minus programy nie różniły się. Kwestia więc ceny i opinii. Wygrała najtańsza, bo właściciel powiedział, że są nam super cenę, żeby mieć komplet w aucie.
Po 8 byliśmy w biurze Red Planet i wysłuchaliśmy dokładnego planu i zadaliśmy szereg pytań. Zapłaciliśmy, podpisaliśmy co trzeba i po 10:30 wyruszyliśmy.
Pierwszy przystanek był zaraz za miasteczkiem: cmentarzysko lokomotyw.
Są tam po prostu zazlomowwne 70 lat temu lokomotywy, obsługujące transport różnych złóż.
Drugim miejscem była wioska, w której 'produkuje' się sól. Nasz przewodnik po krotce opowiedział nam, jak wygląda ten proces. Oczywiście wszystko robi się ręcznie.
Trzecim miejscem był dawny hotel solny już na pustyni. Ale od 9 lat już nie funkcjonuje. Teraz jest tam toaleta i stoiska z pamiątkami.
Pustynia solna robi naprawdę wrażenie! Bardzo surrealistyczny widok. Sól jest bardzo twarda dookoła, nie jesteśmy w wielkiej, sypkiej solniczce.
Kolejny postój to... Klasyczne zdjęcia z tej pustyni.
Następnie jedziemy na 'wyspę' Inchuasi. Podobnych wysp jest na pustyni kilkadziesiąt. Ta jest po prostu 'uturystyczniona'. Słynie z rosnących tu gigantycznych kaktusów. Wstęp ok.25zl
Po drodze do naszego zakwaterowania zatrzymujemy się jeszcze na zachód słońca.
Wraz ze zmierzchem docieramy do hoteliku. Całkiem ładny jak na miejsce, gdzie się znajdujemy. Jest nawet ciepły prysznic! Oczywiście ogrzewania brak, pomimo ujemnych temperatur w nocy. Dostaliśmy więc śpiwory i tonę koców. Hotelik jest zbudowany, a jakże, głównie z bloków solnych.
Dostaliśmy kolację i poszliśmy spać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz